06.XII
Kto nam przynosi prezenty?
Nie ma co ukrywać – jest z tym pewien kłopot. Większość z
nas, kiedy byliśmy dziećmi, uczono zapewne, że prezenty przynosi Mikołaj. Choć
tu i ówdzie pojawiała się konkurencja w postaci Dziadka Mroza.
Obaj brodacze konkurowali ze sobą w naszej tradycji na tyle
długo, żeby zrobił się z tego niezły świąteczny bigos. Jednym z ciekawszych
aspektów tej rywalizacji jest uwiedzenie przez chrześcijańskiego (no, powiedzmy, że chrześcijańskiego, bo jest to raczej złożona kulturowo postać) świętego
towarzyszącej słowiańskiemu Mrozowi Śnieżynki. Sama ze swego dzieciństwa
pamiętam szkolne świąteczne apele, gdzie ta dwójka właśnie – chrześcijański święty
Mikołaj i słowiańska Śnieżynka jako jego pomocnica razem rozdawali dzieciom
torebki ze smakołykami.
Dziadek Mróz jest od Mikołaja znacznie starszy, jest też postacią
z naszej rodzimej słowiańskiej mitologii, dlatego my, rodzimowiercy, wracamy do
niego bardzo chętnie i to jemu powierzamy obdarowywanie naszych bliskich
prezentami.
Warto sobie jednak uzmysłowić, że nie on jeden przynosił
podarki słowiańskim dzieciom. W zależności od regionu Słowiańszczyzny
natrafiamy na różne trudniące się tym postaci.
Piękna, ale zarazem i problematyczna jest ta różnorodność. Skąd
właściwie się wzięła?
W sposób metaforyczny problem ten opisał Czesław Białczyński.
Naszą przebogatą mitologię porównał on do wielkiego dzbana, który dawno temu został
rozbity. Odłamki rozsypały się po całej Słowiańszczyźnie. Różne słowiańskie
plemiona pielęgnowały każde swój odłamek. Z czasem jednak zaczęto fragmenty
uważać za całość. Stąd właśnie wszystkie te różnice między nami. I choć nie są
to bynajmniej różnice, które mogłyby braci Słowian poróżnić, czasem – kiedy zapomnimy
o dawnej spójnej Całości – mogą one nas dziwić, mogą sprawić, że poczujemy się
w tym wszystkim nieco zagubieni.
Z moich obserwacji wynika, że różnice dotyczą nie tylko świąt
czy panteonu bogów lub pomniejszych boskich i półboskich bytów (jeden naród na
przykład wywyższa jednego z nich, inny drugiego, a trzeci zdaje się w ogóle
takiego bytu nie znać [czyt.: nie przechował pamięci o nim]). Różnice bardzo często dotyczą też aspektu
danego święta czy postaci boga. Weźmy tutaj bardzo prosty przykład świąt przesilenia
i równonocy. Porównując już same nazwy w języku polskim i słowackim można dojść
do wniosku, że odnoszą się one do czegoś nieco innego. Nasza równonoc to po
słowacku rovnodennost czyli „równodzień”. A więc jest to jakby drugi biegun,
druga strona tego samego medalu. Jeszcze ciekawiej jest z przesileniami. Nasza
polska nazwa nawiązuje do momentu astronomicznego. Natomiast nazwa
słowacka – „slnovrat” czyli słońcewrota – to jakby skrócony opis obrzędu
podczas święta przesilenia (rozpala się najpierw cztery watry, będące
symbolicznymi bramami/wrotami słońca, a następnie watrę środkową, w punkcie przecięcia
się linii, wyznaczonych przez cztery pozostałe).
Szósty grudnia to kolejny przykład takiej różnicy w kładzeniu nacisku na dany aspekt wydarzenia/święta: jednych nawiedza tego dnia Dziadek Mróz, raczej sroga postać - sroga jak sam mróz (widzimy tu aspekt klimatyczny; nie dziwi więc, że Dziadek Mróz odwiedza Rosjan); natomiast do innych przychodzi tego dnia, niemal jak z wizytą do rodziny, Dziad - "Deduch" (aspekt rodowy).
Szósty grudnia to kolejny przykład takiej różnicy w kładzeniu nacisku na dany aspekt wydarzenia/święta: jednych nawiedza tego dnia Dziadek Mróz, raczej sroga postać - sroga jak sam mróz (widzimy tu aspekt klimatyczny; nie dziwi więc, że Dziadek Mróz odwiedza Rosjan); natomiast do innych przychodzi tego dnia, niemal jak z wizytą do rodziny, Dziad - "Deduch" (aspekt rodowy).
Opcja słowacka czyli…
Dziad
Słowacy, w znacznie
większym stopniu niż my, przechowali pamięć o Duchu Przodków (Duch Przodków to
jakby cały kolektyw naszych rodowych Przodków, reprezentowany symbolicznie
przez jednego Ducha. Czasem dzielony na męską i żeńską postać). Rzeźbione figurki Dziadów i Bab są na terenie Słowacji bardzo częstymi znaleziskami. W każdej
słowackiej chacie był dla nich przeznaczony specjalny kąt, najczęściej
naprzeciwko pieca. Figurki te brały udział w uroczystościach rodzinnych – powitaniach
nowego członka rodu, zaślubinach itp. Nie dziwi więc, że szóstego grudnia słowackim
dzieciom prezenty przynosi właśnie Dziad czyli Duch Przodków.
Poniżej tłumaczenie artykułu Žiarislava,
dotyczące postaci tego dar-czyńcy:
SVIATOK MIKULÁŠA JE PôVODNE SVIATKOM
DEDUCHA
(„Mikołajki” to tak
naprawdę rodzime święto Dziada – Ducha Przodków)
[Zostawiłam
oryginalny słowacki tytuł artykułu, chcąc zwrócić uwagę Czytelnika na
podobieństwo nazwy słowackiego Dziada czyli Ducha Przodków – „DEDUCHA” do
zachowanego u nas diducha czyli snopka żyta, ustrajanego na Szczodre Gody
(słowiański „przodek” choinki) – J.K.]
Žiarislav:
Niektórzy płaczą, że amerykański Santa Claus wypiera dziś „naszego”
świętego Mikołaja. Lecz prawda jest taka, że to rzymski Mikołaj wyparł naszego
Dziada. Do niektórych wiosek i osad Mikołaj dotarł dopiero z początkiem tudzież w
pierwszej połowie dwudziestego wieku. Aż do tego czasu nie praktykowano tam
obchodów z Mikołajem [obchodów rozumianych dosłownie jako obchodzenie wsi z
kimś przebranym za Mikołaja – J.K.], praktykowano za to coś innego – jednym ze
świętych obrzędów poprzedzających Przesilenie zimowe były obchody z Dziadem
(albo z niedźwiedziem).
Święty Dziad wyobrażał Ducha Przodków – Ducha Rodu. Czciły go
wszystkie rodziny i rody w czasach swobody duchowości Przodków, jak również i
później, kiedy zostaliśmy owej wolności pozbawieni. Wiemy, że Kościół,
zakazując rodzimych świąt, zastępował je innymi. Ducha Przodków Słowian i
Słowaków zastąpić miał kult biskupa Mikołaja.
Postać Mikołaja, we wschodni Kościele przedstawianego jako
łysego, ubrana została w wiele „ludomilnych” legend, których prawdziwości nie
można udowodnić. Bardziej lub mniej wiarygodne jest to, co zrobić miał w roku 325
n.e. Wówczas brał on udział w Soborze Nicejskim, w którym uczestniczył także
rzymski cesarz Konstantyn Wielki. Wówczas to napadł Mikołaj na aleksandryjskiego
biskupa Ariusza (arianizm) i to nie tylko słownie ale również podobno i dosłownie
[w oryginale artykułu czytamy „cieleśnie” – J.K.]. Przypomnijmy, że arianie
byli to wcześni chrześcijanie, którzy pojawili się na terenach dzisiejszej
Słowacji oraz w okolicznych krajach. Byli oni przez Kościół rzymsko-katolicki
mocno uciskani. Mikołaj, którego Kościół uznaje za świętego, gorliwie zwalczał
wszelkie „herezje” (w tym i arianizm) jak również wszelkie przejawy rodzimych
duchowych prądów/wiar określanych jako pogańskie. Znane na terenie Słowacji obchodzenie
(wsi/osady/domów) z Mikołajem i czartem to nie przypadek. Jak Mikołajowi nie
starczy rózgi, to i czart jest dobry, żeby ukarać „pogaństwo” i „herezje”…
Kiedy Mikołaj rozdawał będzie cukierki, przypomnijcie sobie o
cierpieniach zaznawanych u dentysty. Gdyby zastąpił go jego poprzednik – mądry Dziad,
rozdawałby raczej zdrowsze łakocie – orzeszki albo suszone owoce…
Obchodzenie domostw z Dziadem było naszym pradawnym zwyczajem,
mającym bardzo długą tradycję.
W niektórych wioskach „Stary” czyli Dziad (sł. „ded”), mógł
wcielić się podczas obrzędowego spektaklu w postać niedźwiedzia (sł. „medved”),
dlatego mogły to być także obchody z niedźwiedziem. Po tym przedgodowym obrzędzie
Dziad nie znika – jego postać odegra za chwilę ważną rolę w kolędowaniu – obrzędzie
witania nowego Słońca. W czas Przesilenia zimowego po osadzie rozbiegali się
kolędnicy (czterej strażnicy stron, a jeden z nich to właśnie Duch Przodków, nazywany „Starym”).
A więc albo Rod albo Duch Przodków w postaci Dziada zwiastował w „mikołajki”
zbliżające się Święto Godowe/ Przesilenie zimowe. Było to w okresie pomiędzy
[dzisiejszymi] jesiennymi Dziadami a Przesileniem, w czasie, kiedy drzewa
straciły już liście, dni stawały się coraz krótsze, gdy nastał czas, kiedy
koniecznym stawało się ogrzewanie domów i oszczędzanie zapasów, kiedy zaczynało
się więcej rozmyślać nad sprawami ducha. Właśnie wtedy – w tym czasie
oczekiwania na odrodzenie (nowe narodziny) słonecznego boga – syna ognia
niebieskiego, Swaroga – przychodzi i przedstawia się dzieciom postać Dziada –
Przodka, który jest w nas, Ducha, z którym łączność przekazywana jest nam od
Przodków, i którą my przekazujemy naszym potomkom i naśladowcom.
Dlatego właśnie to postać naszego „mikołajkowego” Dziada a nie
historyczna postać biskupa Mikołaja posiada „właściwości” Ducha Przodków: odzież
ma czerwoną jak ogień a do wnętrza domów dostaje się przez komin, poświęcony,
podobnie jak dawniej piec, duchom Przodków. Zarośnięty (brodaty, długowłosy)
niczym „Stary” z godowej kolędy, rozdaje Dziad dary. Lub karze – wszystko w
zależności od tego, kto na co, z punktu widzenia Ducha Przodków, sobie
zasłużył. Aby droga była dobra, do ciżmy podarek włoży.
Świetny artykuł. Jakiś czas zbieram się do napisania o naszej rodzimej tradycji obdarowywania się prezentami.
OdpowiedzUsuńDzień "Mikołajek" zamieniłabym na "Śnieżynkę" - Śnieguroczka, no i Święty Dziad, jak piszesz.
W dzieciństwie mama i babcia mi mówiły, że z nadejściem zimy przyjdzie Dziadek Mróz z prezentami. A najpierw przed rozdawaniem prezentów miał, ów Dziadek Mróz, malować okna w piękne wzory. No i tak czekałam aż Died Maroz wymaluje okna i potem faktycznie były prezenty ;))))
Pozdrawiam serdecznie :)
I ja pozdrawiam :)
UsuńSzykuję właśnie coś jakby drugą część tego wpisu. Będą to losy Dziada-Deducha po chrystianizacji. Materiał tak bulwersujący, że chyba dla równowagi dosmarowałam do niego coś w rodzaju listu otwartego do chrześcijan :) Tak w duchu pojednania. Ale jeszcze nie wiem, czy to tu wrzucę w takiej właśnie formie.
Ja bardzo tęsknię za widokiem tych umalowanych przez Mroza okien. Do tych nowoczesnych superszczelnych plastikowych nawet nie podchodzi...
Ani słowa o Gwiazdorze?
OdpowiedzUsuńhttp://demotywatory.pl/4251256/GWIAZDOR
:)
UsuńTu też widać cechę słowackiego Deducha - uczerniona twarz i futrzastość/włochatość - wszystko się zgadza :)
a ja jako dziecko pamietam jak ciocia "straszyla" nas -jak bedziemy niegrzeczne to przyjedzie Wiljorz z rozga-czy to tez postac Dziada Mroza?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,maria h.
Mnie nigdy taką figurą nie straszono :)
UsuńTo, zdaje się, jest postać regionalna z Wielkopolski?
Słyszałam też, że i łakocie rozdaje, ale najczęściej puka do drzwi wespół z innymi kolędnikami, sam za występ swój oczekując wynagrodzenia ;)
Pozdrawiam :)
No, "duch" to raczej od "duszy", a ta od "dychać" (bo powietrze jest siłą ożywczą prawie w każdym języku europejskim: łacina, greka, hebrajski, itd.).
OdpowiedzUsuńZa jakiś czas wrzucę coś więcej w temacie duszy. Oczywiście słowa duch, dusza, (od)dychać są ze sobą ściśle powiązane.
UsuńTaak! teraz sobie przypominam jak babcia mi opowiadala o Dziadku Mrozie!
OdpowiedzUsuńPiękne to wszystko co piszesz. Obrazy trafiają na swoje miejsce
Piękna i bogata jest nasza rodzima słowiańska kultura.
UsuńJest więc o czym pisać :)