O prażmie po raz pierwszy dowiedziałam się od Žiarislava. Były
to jakieś pojedyncze wzmianki - coś o wyjątkowym smaku, coś, że posilali się nim
często pasterze podczas wypasu owiec na halach i coś, że dzisiaj da się je nawet
przyrządzić na patelni, można z odrobiną soli. Moje pierwsze prażmo chciałam
jednak koniecznie ogrzać nad płomieniem. Ponieważ nie miałam wówczas możliwości
rozpalenia ogniska, zrobiłam to nad... świeczką. Upartej kobiety jak widać nic
nie jest w stanie powstrzymać. Cały pokój wypełnił się zapachem palonych kłosów
i dźwiękami cichego "pukania". Żyto nie strzela tak mocno jak
dzisiejszy popcorn, ale też wybucha z niego znajoma biała
"pianka". Oczywiście tylko częściowo. Prażmo jest też trochę twardsze, ale w smaku zdecydowanie
bardziej... nasze.
Po zaspokojeniu ciekawości i pierwszej ochoty, po rozsmakowaniu
się w ciepłych jeszcze i pachnących ziarnach mojego prażma, z czystym sumieniem
człowieka, który nie zmyśla, lecz tworzy na podstawie doświadczania rzeczy na
swej własnej skórze, dopisałam do mojej "Piszczałki" (bajkopowieść o
miłości i drzewach, duchowych wartościach i obrzędach Słowian) poniżej
zacytowany fragment. Bohater tej opowieści, młody, nieco nazbyt pewny siebie
Duszan, zamierza w dzień Jesiennej Równonocy rozkochać w sobie córkę
wieduna-drzewida, piękną wiedźmę Krasę. Póki co jednak razem z rodziną świętuje
w swojej osadzie Dożynki. Świeżo zżęte żyto aż się prosiło, żeby je literacko uprażyć...
Niech i Was ten obrazek natchnie do prażenia!
Smacznego!!!
Joanna
P.Runika
PISZCZAŁKA
(fragment
rozdziału "Dożynki")
Po południu mieszkańcy wrócili do
osady. Na polu tradycyjnie pozostała tylko niewielka kępka niezżętego zboża.
Zachłanności trzeba się bowiem wystrzegać – nie wolno odbierać Matce Ziemi
wszystkiego!
Rozpalono ogień. Przepijano do siebie
uroczyście, dyskutowano o obfitych plonach, dziękowano bogom. Zapadł wieczór,
nastała noc, a jeszcze wszyscy siedzieli na dworze i dobrze się bawili; jedynie
najmłodsze dzieci położono spać, bo oczy kleiły im się już do snu.
Wśród zgiełku i zabawy dostrzegł Duszan
swoją siostrę, grzejącą się przy ogniu. Wziął dwa patyki z rozciętymi końcami i
dwie pełne garście kłosów. Podszedł do dziewczyny. Uśmiechnęła się do niego,
zrobiła mu obok siebie miejsce.
- Prażmo! – ucieszyła się na widok żyta
i patyków. Zaraz też wzięła od Duszana jeden z nich, w rozciętą końcówkę
wcisnęła kłosa i skierowała go nad płomień.
To był ich własny, wymyślony jeszcze w
dzieciństwie sposób. Wszyscy mówili, że najlepiej jest prażyć wyłuskane ziarna
na specjalnej płycie; można je potem delikatnie posypać solą i łatwo zajadać
się nimi do syta. Oni jednak mimo wszystko woleli swój sposób – przyjemne
oczekiwanie na ulubioną przekąskę powtarzało się wielokrotnie, kłosek po
kłosku, a czas pomiędzy chwilami zaspokojenia ochoty wypełniał się rozmowami i
odczuwaniem ogniowego żywiołu.
Po opaleniu długich, sztywnych ości,
Milena z niecierpliwością czekała na znajomy dźwięk – ziarna dopiero wówczas są
dobrze uprażone, kiedy trzaskają, pukają.
- A ty? Nie prażysz? – zapytała.
Duszan roześmiał się.
- Zapatrzyłem się na ciebie –
powiedział. – W ogóle nie mogę dzisiaj przestać na ciebie patrzeć. Wyglądałaś
naprawdę pięknie w tym wspaniałym wieńcu. Kto by pomyślał, że moja mała
siostrzyczka zostanie Ziarnuszką...
- Dojrzewamy, jak to zboże, do nowych
zadań, nowych ról...
- Myślisz, że ja też już dojrzałem do
nowej roli?
Zboże puknęło wreszcie i dziewczyna
ściągnęła kłosa znad ognia. Podmuchała, bo był mocno gorący, po czym z
nieskrywaną radością i ochotą zaczęła wygryzać z niego świeże prażmo.
- Mila... – przypomniał o sobie Duszan.
– Ja pytam poważnie... Chciałbym znać twoje zdanie, jest ono dla mnie bardzo
istotne...
- Braciszku... Jestem pewna, że ta,
którą umiłujesz całym sercem, będzie najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Jesteś
dobry, pracowity, do tego całkiem ładnie zbudowany, a kiedy grasz,
zaczarowujesz i oczarowujesz wokół siebie cały świat. Sama wielokrotnie
prosiłam Dolę, żeby mój przyszły mąż choć częściowo był takim cudownym
człowiekiem, jak ty...
- Ale dzisiaj nazwałaś mnie ciamajdą z
krostami! – przypomniał, przymrużając oko.
- Och, wiesz przecież, że to tak tylko
w żartach – zaśmiała się. – Zresztą, zasłużyłeś sobie. Jak robisz głupie
rzeczy, to się potem nie dziw! Tylko... – spojrzała na niego z wielką powagą,
przerywając wciskanie kolejnego kłosa w patyk. – Tylko proszę cię, nie narób
żadnych głupstw na górze!
- Uważasz, że byłbym do tego zdolny?
- Niestety, obawiam się, że tak.
- Zawsze byłaś szczera do bólu... – sam
nadział wreszcie swojego kłosa i włożył go prosto w ogień.
- A ty jak zawsze źle prażysz! Najpierw
opal ości, potem grzej nad ogniem. Robiąc to tak, jak teraz, jedynie spalisz
kłosa!
Zaśmiał się. Ale nagle zauważył, że
oczy Mileny zaszkliły się i wypełniły łzami.
- Co się stało, mój kwiatuszku polny? –
przeląkł się.
- Nic...
- Jak to nic? Przecież widzę!
- No nic... tylko... uświadomiłam
sobie, że kiedy będziesz miał żonę, wszystko się zmieni... Nie będziemy już
razem siedzieć i prażyć żytka do białego rana...
- Mila, siostrzyczko! Obiecuję ci, że
zawsze będzie to dla mnie bardzo ważne! Święta i tak spędza się przecież z
przyjaciółmi i rodziną. Rodzina może się powiększyć, ale to nie znaczy, że
wszystko będzie inaczej! Ty zawsze będziesz moją małą siostrzyczką i zawsze
będę lubił siedzieć z tobą przy ogniu. Chodź do mnie, przytul się!
Położyła mu głowę na ramieniu.
Wtem, na końcu kija, który trzymała,
rozległo się znajome pukanie.
- Masz, weź ode mnie. – Milena podała
bratu swoje prażmo. – Twój kłos się cały osmalił. Mówiłam, że spalisz, jak
będziesz taki niecierpliwy...
["Piszczałka" ukazała się w trzech częściach
w
czasopiśmie "Słowianić" - w numerach 5, 6 i 7.]
Jeżeli
ktoś czuje jeszcze jakiś informacyjny niedosyt...
na blogu: bushcraftwilson.blogspot.de
znajdzie całą garść, a nawet michę informacji:
"Zboża stanowią podstawę pożywienia
ludzi na całym świecie od tysięcy lat, pełne ziarno jest bardziej wartościowym
pożywieniem niż oczyszczone, gdyż zawiera więcej cennych składników. Sierpień
to pora żniw, zboża są na wiele sposobów przerabiane, dzisiaj wspomnę o jednym
z najprostszych, już zapomnianych.
Prażmo to jedna z najstarszych potraw ludów rolniczych, przygotowanie zboża przy pomocy ognia. Obecnie zapomniana i bardzo rzadko spotykana potrawa na naszych stołach, chyba znana tylko wśród osób zajmujących się kuchnią dawnych Słowian. Co prawda prażenie innych ziaren jest często spotykane w naszej kuchni (np. słonecznika, dyni, sezamu), produkty z dodatkiem prażonych ziaren (np. chleb) są też dostępne w sklepach, jednak stanowią one zwykle dodatek a nie samodzielną potrawę.
Prażenie polega na opalaniu w wysokiej temperaturze ziaren, niszczy to twardą niestrawna plewę wokół ziarna, nabiera ono słodkawego smaku (następuje rozkład skrobi na glukozę i dekstrynę), jest łatwiej przyswajalne przez organizm.
Prażmo to jedna z najstarszych potraw ludów rolniczych, przygotowanie zboża przy pomocy ognia. Obecnie zapomniana i bardzo rzadko spotykana potrawa na naszych stołach, chyba znana tylko wśród osób zajmujących się kuchnią dawnych Słowian. Co prawda prażenie innych ziaren jest często spotykane w naszej kuchni (np. słonecznika, dyni, sezamu), produkty z dodatkiem prażonych ziaren (np. chleb) są też dostępne w sklepach, jednak stanowią one zwykle dodatek a nie samodzielną potrawę.
Prażenie polega na opalaniu w wysokiej temperaturze ziaren, niszczy to twardą niestrawna plewę wokół ziarna, nabiera ono słodkawego smaku (następuje rozkład skrobi na glukozę i dekstrynę), jest łatwiej przyswajalne przez organizm.
Słowianie wykruszali niedojrzałe ziarna żyta lub pszenicy i prażyli w piecu lub nad ogniem. Niedojrzałe ziarna są miękkie, bez problemu rozgnieciemy je paznokciem, mają w sobie białe ''mleczko'', nigdzie jednak czegoś takiego obecnie nie kupimy, nie szkodzi. Prażmo można przygotowywano też z dojrzałego zboża, wcale gorsze w smaku nie będzie.
Przygotowywałem prażmo z różnych zbóż, żyta, pszenicy, owsa, jednak najbardziej smakowało mi z jęczmienia. Warto popróbować też z innymi roślinami, z jednego gatunku lub mieszanki, nie koniecznie zbóż, dawniej prażmo przygotowywano również z grochu.
Ziarna trzeba namoczyć, jeśli są zanieczyszczone przepłukać, zalewamy wodą i odstawiamy aż spęcznieją, zwiększą swoją objętość i zrobią się miękkie. Zwykle zalewam wieczorem jednego dnia a następnego już mogę prażyć. Spęczniałe ziarna powierzchniowo osuszam a następnie prażę na patelni, menażce lub bardziej historycznie na płaskim kamieniu lub w glinianym naczyniu. Podczas prażenia ziarna często mieszamy, aby nie przypalić, bo będą wtedy miały nieprzyjemny smak i zapach, mają nabrać złotawego koloru, ziarna powinny być kruche, nie miękkie i nie za twarde. Jeśli prażyć będziemy za wolno to wysuszymy ziarna, będą twarde, przy zbyt wysokiej temperaturze spalimy wierzchnią okrywę a w środku ziarna będą miękkie.
Mi prażmo przypadło do gustu, całkiem niezła ''przegryzka'' dla tych, co lubią chrupać. Smaczne, zdrowe danie, proste i szybkie do zrobienia, tanie i niewyszukane składniki, no i nasze, ze Słowiańskim rodowodem sięgającym kilku tysięcy lat.
Jeszcze jedno, podczas prażenia ziarna ''strzelają'' jak popcorn, czy aby to nie Słowianie byli pierwszymi jego odkrywcami?"
Autor: Mr. Wilson
Super :D szukałem takiego artykułu. Dzięki bardzo
OdpowiedzUsuń