1 grudnia
2023. Duszan zaraz skończy 5 i pół roku.
Pomysł na bloga
poświęconego wychowaniu dziecka w duchu słowiańskim zrodził się jeszcze przed
jego narodzinami. Zaniechałam go z wielu powodów. Przede wszystkim początki
mojego macierzyństwa były dalekie od ideału, który sobie zaplanowałam: nie było
porodu domowego, nie było nawet porodu naturalnego… Potem pojawiła się diagnoza,
która wycięła nam z życiorysu kilka lat, szczęściem okazała się w dużej mierze
nietrafiona. Następnie hiperaktywny i nieściszalny młody przeciągnął mnie – wysoko
wrażliwą na bodźce – po istnym poligonie, z dentystyczną precyzją wiercąc w
kanałach nerwowych pod moimi granicami. Innymi słowy – wyraźnie pokazał mi, co mogę
z nim jako matka-Słowianka zdziałać, a co było jedynie fantazją, utopijną
mrzonką o doskonałym wychowaniu i o mnie, jako doskonałej matce.
Trochę mi
zajęło zaakceptowanie faktu, że nie jestem i nie będę matką idealną. Że nie
jestem idealną gospodynią ani ogrodnikiem. Że nie robię idealnych zdjęć, nie
umiem idealnie prowadzić bloga. I przede wszystkim, że nie jestem idealną
Słowianką, że nie dorównam w tym nigdy do poziomu mojego autorytetu – Žiarislava. Że nie osiągnęłam samowystarczalności żywieniowej,
uprawiając ziemię (dzisiaj wręcz cieszę się, jak mi wszystkich marchewek
nornice nie opędzlują i uda się wyhodować trzy krzaki cukinii i jarmuż). Że nie
chodzę na co dzień we własnoręcznie szytych lnianych ubraniach (bo nie ma
takiej siły, która by mnie nauczyła przyzwoicie szyć). I że czasem wbrew
zasadom zdrowego żywienia pochłonę całą tabliczkę czekolady. Każdego dnia na
nowo staram się jak najbardziej zbliżyć do tego, co uznaję za wartościowe, za
zdrowe, za słowiańskie. Ale ani ideałem, ani alfą i omegą nie jestem.
Gdy jednak
wczoraj mój syn malował obraz, głośno przy tym opowiadając, co robi, pomyślałam,
że może jednak warto wrócić do pomysłu opisywania moich starań o słowiańskie jego wychowanie i związanych z tym perypetii, bo mimo trudności i
popełnionych błędów, jednak wiele się nam, mi i Piotrowi, w tym względzie udało.
Rysunek młodego
przedstawia Matkę Ziemię. Jest personifikacja, ale obok też jej ciało – ziemia,
z której rodzą się rośliny. Siebie przedstawił Duszan jako „górnika”
schodzącego pod ziemię, by „przytulić korzenie” w głębi Wielkiej Matki. Jego
postać to głowa, jakieś tam ręce i tułów, wewnątrz jelito cienkie, jelito
grube, serce, a w tym sercu – dusza.
I taki jest własnie mój syn. Tu jelito, a tu dusza. Zanurzony w Matce Ziemi, kochający Swarożyca,
uznający autorytet policji, Psiego Patrolu i bogini Nyji. Ja uczę jego, a on
mnie.
Chciałabym
zaprosić Was w intymną podroż do świata, który wspólnie tworzymy, osiągając na
tym polu czasem sukcesy, czasem porażki. Wychowywanie dziecka na słowiańskiej
wysepce otoczonej morzem katolicyzmu i zatoczkami ateizmu to nie lada wyzwanie.
Mierzymy się z sytuacjami, z przeszkodami, z którymi większość rodziców nie ma
najmniejszego problemu. Spróbuję pokazać Wam, jak my sobie z tym radzimy i
chętnie poczytam o Waszych doświadczeniach.
I wracam z
tym tu, na Przypiecek. Nie będę tworzyć kolejnego bytu w wirtualnym świecie. Tu
jest moje miejsce. A ja, to teraz także ja-matka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz