JEGO WIARA - LAS WIELKI, PACHNĄCY ŻYWICĄ...
Modlitwa
Światła
Swarzyco, boski Piorunie,
Odmrocze!
Dotknij nas Wiedą, spłyń Niecią w myśli
Człowiecze!
Czwórdzielna Swargo, Mocy tajemna,
Uśpiona!
Ukaż Głagole! Bezczynu nije
Pokonaj!
Iście odwieczny, wrotny Żywiole,
Wszechwłado!
Opętaj Mirem, ruń Kołowiłcią,
Koliado!
8 lipca 2010 r.
Odmrocze!
Dotknij nas Wiedą, spłyń Niecią w myśli
Człowiecze!
Czwórdzielna Swargo, Mocy tajemna,
Uśpiona!
Ukaż Głagole! Bezczynu nije
Pokonaj!
Iście odwieczny, wrotny Żywiole,
Wszechwłado!
Opętaj Mirem, ruń Kołowiłcią,
Koliado!
8 lipca 2010 r.
Nie będę ukrywać - Wojciech Świętobor Mytnik jest moim ulubionym współczesnym poetą.
Współczesnym - w znaczeniu żyjącym współcześnie. Bo jeśli chodzi o wartość jego
twórczości, to poetą jest ponadczasowym
i wszechczasowym, czerpiącym natchnienie
z korzeni Przedczasu, rozgałęziającym się myślą i czuciem na wiele wymiarów Rzeczyistności,
wrastającym w Wieczność.
Mając do dyspozycji przestrzeń jaką daje
Przypiecek, nie potrafiłam oprzeć się chęci wypytania Wojtka o to i owo
odnośnie jego wierszy i procesu ich tworzenia. Owocem tego pragnienia jest
poniższa rozmowa.
Moja Wiara
Moja wiara -
las wielki żywicą pachnący,
Wianki
kwietne splecione na dziewczęcych skroniach.
Moja wiara
to piękno Święta Równonocy,
Niezmierzoność
Wszechświata, taniec mgieł na błoniach.
Moja duma - śpiew dziecka w polskiej brzmiący mowie,
Mogił srogie
milczenie i Praojców czyny.
Moja siła -
blask Słońca, słowiańska zadruga.
Moje serce -
krwawiąca czerwień jarzębiny.
Moje życie - to walka, to zakorzenienie,
To tęsknota
za krajem znanym z legend starych,
To cieknący
przez palce bezlitosny czas.
Mój testament - moc słowa, chwilowość, wieczystość,
Pomruk burzy
niosący się przez ciemne jary
I pachnący
żywicą, nieskończony las.
2002 r. - 20 września 2012 r.
- Wysyłając Ci mailem poniższe pytania, zaznaczyłam, że zgodnie
z zasadami cyklu "Gawęd przy kubku miodu", winieneś zasiąść do
odpowiedzi zaopatrzony w kubek miodu właśnie. Rozumiem, że wywiązałeś się z
tego zadania? ;)
- Oczywiście! Na szczęście znalezienie
butelki dobrego trójniaka tu w Anglii nie jest niemożliwością, tak więc odpiszę
na pytania sącząc złocisty trunek przy płonących świecach. Dziś siedzą tu ze
mną duchy przeszłości.
- Wojciech czy Świętobor? A może Zerivan? Miałam zapytać,
jak wolisz, żebym się do Ciebie zwracała. Ale wejdźmy w ten temat nieco
głębiej. Z którym imieniem Ty sam bardziej się identyfikujesz? Czy Świętobor to
Twoje imię duchowe?
- Oczywiście moje prawdziwe imię brzmi
Wojciech, za co jestem wdzięczny Rodzicom. To piękne słowiańskie imię, którego
znaczenie jest dla mnie ważne. „Ten, który cieszy się z bycia wojem”.
Świętobor to imię, które przybrałem sobie, by patronowało mojej
twórczości. Oddałem tym samym cześć pomorskiemu księciu, za panowania którego
wiara w słowiańskich Bogów i słowiańska kultura Pomorza osiągnęła swoje
apogeum, zanim ostatecznie ugięła się pod jarzmem chrześcijaństwa. Pamiętajmy,
że właśnie na Pomorzu znajdowały się ostatnie niechrześcijańskie ziemie
Słowian.
Imię Świętobor składa się z dwóch członów: „święty” – w pierwotnym
znaczeniu silny, mocny oraz „bor” – walka, zmaganie. Oznacza więc „silnego w
walce”, co z kolei wspaniale wzmacnia znaczenie imienia Wojciech! Dla mnie
„bor” ma też inne znaczenie: mianowicie „bór, las”. Święte nieskończone bóstwo
pierwotnego lasu, pojmowane niekoniecznie dosłownie, ale również jako alegoria,
jako moc płynąca od samych Bogów, która mnie wypełnia i daje mi natchnienie.
Zerivan to z kolei pseudonim, który wykorzystuję w odniesieniu do muzyki,
a którego znaczenie zaczerpnąłem z konceptu Zerywanów, pierwszych ludzi, jacy
pojawili się na ziemi, konceptu opisanego przez Czesława Białczyńskiego.
Zerivan to ten, który tworzy dla ludzi i o ludziach, ale też często przeciw
ludziom i ich małostkowości.
Tak więc, podsumowując, moje trzy imiona to jakby trzy twarze, trzy
aspekty mojej osobowości. Trochę jak u Trygława. ;) Nie obrażę się wcale, jeśli
jednak będziesz się do mnie zwracać po prostu „Wojtku”. Zostawmy tę całą
filozofię na boku.
Tak na marginesie zaznaczę jeszcze, że „wojtek” w gwarze ludowej to
bocian, piękny ptak, głęboko zakorzeniony swoją obecnością w naszej polskiej
kulturze, posłaniec niebios, który ludziom przynosi szczęście, choćby w postaci
dzieci.
- Kiedy napisałeś swój pierwszy wiersz? Natchnienie
towarzyszyło Ci już od najmłodszych lat, czy pojawiło się jakoś później?
- Znam nawet dokładną datę! Pierwszy
swój wiersz napisałem w dniu 5 września 1999 roku. Wcześniej pisałem co prawda
jakieś opowiadanka, ale w szkole, na języku polskim. Wspomniany już wiersz to
„Upadek Arkony”, utwór, który po przeróbkach wykorzystałem jako tekst w
piosence mojego zespołu Signum Triste. Pamiętam, że namęczyłem się nad nim
strasznie. Spędziwszy dobre kilka godzin, by go skończyć, nie sądziłem, że
napiszę jeszcze cokolwiek w swoim życiu. Los widocznie chciał inaczej. Był to
zarazem debiut, ale i jakiś moment przełamania, bo już niebawem powstały inne
wiersze, pisane już typowo pod wpływem natchnienia.
Właśnie uświadomiłem sobie, że za kilka dni
upłynie od tamtego dnia 15 lat! Bogowie, jak ten czas szybko płynie… A ja wciąż
nie mam w swoim dorobku tomiku. Co to za poeta bez tomiku? Umówmy się więc, że
poetą nie jestem. Wierszokletą bardziej. ;)
- Jak w Twoim przypadku wygląda proces tworzenia? Jak długo
pracujesz nad wierszami? Jak byś opisał swój stan podczas pisania? Zdarzało Ci
się po jakimś czasie poprawiać coś, co wcześniej uważałeś za dobre/ukończone?
- Wcześniej często gdy kładłem się spać
wieczorem i zapadałem w stan takiego półsnu, w mojej głowie zaczynały się
kłębić setki myśli, które składały się w rymy, czasem nawet w całe strofy.
Budziłem się wtedy i jedynie kwestią najbliższych minut czy godzin było
złożenie tego w sensowny wiersz. Teraz to jakby minęło. Przychodzi po prostu
taki dzień, gdy mam ochotę się wypowiedzieć, jakoś wyrazić i wtedy właśnie
piszę. Każdy, absolutnie każdy mój wiersz powstał jako opis do jakiegoś obrazu,
który pojawił się przed moimi oczyma. Najczęściej są to przepiękne obrazy
Przyrody, których – jako że talentu plastycznego niestety nie mam – nie jestem
w stanie oddać inaczej jak za pomocą najpiękniejszych słów, jakie mi tylko
przyjdą do głowy. Czy mi się to udaje? Myślę, że wiersze to i tak tylko blade
odbicia tych wizji. Chciałbym być malarzem, mieć w sobie talent Rembrandta. Co
do poprawek, tak, zdarza mi się poprawiać niedoskonałości, ale bardzo rzadko,
tylko wtedy, gdy wyraźnie coś mnie razi i wiem, że powinno brzmieć inaczej. Z
reguły raz ukończony wiersz jest już zamkniętą całością. Wiersz „Moja Wiara” jednak
powstał już dobre dziesięć lat temu, ale dopiero niedawno zupełnie zmieniłem
jego zawartość. Powstała więc taka jakby jego wersja numer dwa, ale właśnie
chcę, by ta była zapamiętana jako oficjalna. Jest o wiele lepsza od oryginału.
- Czy któryś z Twoich wierszy jest dla Ciebie szczególnie
ważny? Masz swój ulubiony własny wiersz?
- Tak, mam ich kilka. To te, które
najlepiej wyraziły to, co miałem do przekazania. Wspomniana już „Moja Wiara”,
ale i „Bezdech”, „Atma” czy też „Dola”. Wiele moich wierszy jest bardzo
osobistych, wiąże się z moimi wspomnieniami, z ludźmi, którzy kiedyś w moim
życiu byli, a których zabrakło, z moimi górskimi wyprawami, kiedy to potrafiłem
przemierzać tatrzańskie, karkonoskie czy bieszczadzkie szlaki przez tydzień po
dwanaście godzin dziennie. Góry dają mi zawsze poczucie szczęścia i tej
wspaniałej, niczym nie ograniczonej wolności. Bardzo za nimi tęsknię… I wiele
im zawdzięczam. Swoją fascynację górami wyraziłem zresztą ostatnio w najnowszym
utworze mojego projektu Zerivana pt. „Tatrzańska Legenda”. Zachęcam do
posłuchania.
- Opowiedz nieco o swoich inspiracjach. Zarówno o tych,
których sam szukasz, jak i o tych, które
same Cię znajdują.
- Inspiracją, którą mam na wyciągnięcie
ręki jest bez wątpienia Przyroda. Tą, której wciąż szukam jest dom. Dom głównie
w sensie duchowym, miejsce we własnej duszy, do którego będę przynależał i czuł
się tam bezpiecznie i szczęśliwie – z właściwymi ludźmi, z „piękną kobietą u
mego boku”, o której pisałem już lata temu w wierszu „Wyznanie Wiary”, miejsce,
gdzie będę mógł tworzyć ile chcę i kiedy chcę. Niestety teraz nie jest mi ów
stan ducha dany, jestem więc w pewnym sensie bezdomnym tułaczem, ale i pionierem
na nowych szlakach nieodkrytych światów. Dom to również ta realna przestrzeń
czterech ścian, najlepiej drewnianego domku, o której sobie marzę i która wciąż
tkwi gdzieś tam, w polskich górach, „w dolinie mgieł”. Częściej jednak
inspiracje, jak już wspomniałaś, znajdują mnie same. Zwykłe drobnostki. Może to
być zasłyszana gdzieś słowiańska pieśń, czyjś uśmiech albo miłe słowo
skierowane pod moim adresem, może to też być słoneczny londyński poranek, kiedy
zielenią się dokoła ogromne miejskie parki, deszcz wyparowuje pod wpływem gorących
promieni, a Ty masz ochotę na to, by napić się kubka gorącej kawy i porozmyślać
nad najnowszą płytą swojego zespołu. A że mam tych zespołów i projektów kilka,
to mam nad czym rozmyślać! :)
- Rozmawiałam kiedyś z Jochenem Evígą Stockiem - mistycznym
poetą i muzykiem (Dornenreich) z Austrii. Mówił mi, że są wśród jego tekstów
takie, które napisał wiele lat temu, a których znaczenie i wartość sam
odkrył/odkrywa dopiero po latach. Są też takie, które mocno łączą go z innym,
zmarłym ponad 200 lat temu poetą. Wiesz, zupełnie jakby napisała je ta sama
duchowa istota, przejawiona w Bycie już kiedyś w przeszłości i właśnie teraz.
Czy Tobie też przydarzają się podobne dziwy? A jeśli tak - czy próbowałeś
docierać do ich sedna?
- Nie, ja żyję tu i teraz i nie odczuwam
związku ze swoimi wcześniejszymi wcieleniami, o ile w ogóle istniałem kiedyś w
innych rzeczywistościach. Tego rodzaju związek mogę jedynie odczuwać w
momencie, kiedy staram się wczuć w postać z jakiejś wcześniejszej epoki,
wyobrażam sobie czyjeś życie, warunki, w jakich tworzyła, inspiracje, jakim
dana osoba ulegała i wybory, jakich dokonywała. Ta osoba to jednak nie ja.
Lubię o sobie myśleć jako o współczesnym młodopolaninie. Tamta epoka z jakiegoś
względu do mnie przemawia i w stylu z tamtej epoki staram się w większości
pisać. Kiedyś jakiś profesor z Oxfordu bodajże, Polak dla pełnej jasności (to
nie Ty mi podesłałaś zresztą jego opinię?), powiedział o moich wierszach, że są
najwyższego lotu, ale są wtórne, przy czym użył jakiegoś mądrego słowa, które
teraz mi wyleciało z pamięci. Wiesz, zupełnie się tą wtórnością nie przejmuję.
Wręcz chcę, by te wiersze brzmiały klasycznie, ale opisywały zarazem coś
nowego. Bo przecież każdy wiersz to inna opowieść. Zdecydowanie moja poezja to
poezja „tu i teraz” i choć cała jest unurzana w przeszłości, to oddaje to, co
mam do powiedzenia w danym momencie pod wpływem emocjonalnego bodźca chwili
obecnej.
- Jakie wartości cenisz sobie najbardziej?
- Patriotyzm, honor, dumę, miłość i
waleczność. Bez szczególnej kolejności. Tłumaczył nie będę. Niech każdy sam
odpowie sobie, co dla niego znaczą te słowa. Powiem Ci tylko, że wszystkie te
wartości tkwią we mnie niezależnie od tego, gdzie jestem i w jakich
okolicznościach się znajduję. Dodam też, że nikt nie jest ideałem, a wszystkie
te cnoty trzeba w sobie nieustannie pielęgnować, by się nie zatracić w
dzisiejszej wspakulturze i miałkości.
- Co sprawia Ci radość i uszczęśliwia, a co gniewa i smuci?
- Mi do szczęścia niewiele trzeba,
jeżeli chodzi o codzienność. Wspomniałem już o tym w poprzedniej odpowiedzi,
natomiast prawdziwą radość w dłuższym wymiarze czasu przyniesie mi świadomość,
że dobrze przeżyłem swoje życie i nie zmarnowałem go i choć wiele złych rzeczy
się w nim wydarzyło, to wszystko to czemuś służyło i wyciągnąłem z tego
odpowiednie wnioski. Chciałbym się uśmiechnąć na łożu śmierci, o ile będzie mi
dane umierać w spokoju. Nie zapomnę niezwykłej siły mojego dziadka, który już
dosłownie wypluwał swoje płuca z powodu raka, ale jeszcze stać go było na żarty
odnośnie Arnolda Schwarzeneggera, z którym film wspólnie w gronie rodzinnym
oglądaliśmy. Dziadek nie chciał iść do szpitala. Lekarze sami stwierdzili, że
to nie ma sensu. To było kilka dni przed jego śmiercią. To się nazywa niezłomna
postawa!
Smuci mnie i gniewa wiele rzeczy we
współczesnym świecie. Zbyt wiele… Ten cały wojujący islam, zapędy Rosji ale i
USA, plastikowa popkultura, gdzie byle chłam nazywa się muzyką, gdzie młodzież
za wartości uważa antywartości, gdzie ludzi takich jak my, którzy mają coś do
powiedzenia i wiedzą coś o życiu się wyśmiewa i spycha na margines. Zbyt wiele
tego…
- Opowiedz jeszcze na koniec o tomiku Twoich wierszy, który
niebawem ma się ukazać. Kiedy ostatnio o tym rozmawialiśmy, starałam się Ciebie
przekonać, żeby to były wszystkie dzieła Twojego ducha; Ty natomiast skłaniałeś
się ku "poezjom wybranym". Na czym w końcu stanęło?
- No właśnie, tomik. :) Po piętnastu
latach wypadałoby w końcu takowy mieć w dorobku! Początkowo chciałem go
zatytułować „Córka Słońca” ku czci słowiańskich Bogiń i w ogóle kobiecego
pierwiastka we Wszechświecie, ale cała sprawa się nieco zdezaktualizowała jako
że nie uważam teraz, by był to tytuł adekwatny do całości zawartości tomiku.
Nowy tytuł brzmi więc „Mój pogański sen”. Jest to nawiązanie do bloga, na
którym publikuję w internecie. Znajdziecie tam 99% tego, co w życiu napisałem.
Natomiast jeśli chodzi o zawartość papierowej wersji, to jednak stanęło na tym,
że znajdą się tu wiersze wybrane, te moim zdaniem najlepsze, nie zaś wszystkie,
które i tak łatwo znaleźć można w sieci. Tomik ten będzie moim personalnym
„wyznaniem wiary”, uwieńczeniem piętnastu lat twórczości. Wydam go
najprawdopodobniej własnym sumptem w roku 2015, wcześniej pojawi się natomiast
wersja PDF do pobrania za darmo. Obecnie dopracowuję szczegóły, takie jak szata
graficzna, wstęp, skład itp.
- Dziękuję Ci ślicznie za tę rozmowę. Chciałbyś może dodać
coś jeszcze od siebie?
- Dziękuję każdemu, kto kiedykolwiek
okazał mi wsparcie, powiedział jakieś dobre słowo, zachęcał do tworzenia. Mój
tomik będzie dedykowany właśnie Wam.
Dola
Usiądź ze mną
przy stole pachnącym lasami.
Jasną świecę zapalę. Mary czmychną w kąt.
Często tak siedzieliśmy. Pamiętasz? Czasami
Czuję, jakbyś w ogóle nie odeszła stąd.
Złoty miód w dwa drewniane nalewam kielichy.
Wypij ze mną, jak wtedy, za pomyślność dni!
Tyś cudowna, zmęczona. Ja - smutny i lichy.
Kto mi Ciebie odebrał? Kto zamglił mi sny?
Jakie piękne masz oczy... W nich się przeglądałem!
Pamiętałem ten słońca w Twoich oczach blask!
Gdzieś odeszłaś. Ja także wspomnieniem się stałem.
Usiądź ze mną. Już nie ma - ni Ciebie, ni nas...
Greenhithe, 17 maja 2012 r.
Jasną świecę zapalę. Mary czmychną w kąt.
Często tak siedzieliśmy. Pamiętasz? Czasami
Czuję, jakbyś w ogóle nie odeszła stąd.
Złoty miód w dwa drewniane nalewam kielichy.
Wypij ze mną, jak wtedy, za pomyślność dni!
Tyś cudowna, zmęczona. Ja - smutny i lichy.
Kto mi Ciebie odebrał? Kto zamglił mi sny?
Jakie piękne masz oczy... W nich się przeglądałem!
Pamiętałem ten słońca w Twoich oczach blask!
Gdzieś odeszłaś. Ja także wspomnieniem się stałem.
Usiądź ze mną. Już nie ma - ni Ciebie, ni nas...
Greenhithe, 17 maja 2012 r.
Atma
Ty,
bezimienna i głucha, nigdy nie nazwana,
Oblana złotem przedświtu wśród ostępów mroku,
Smolista taflo jeziora, trwająca w milczeniu,
Spójrz jak ja w Ciebie spoglądam, jak umieram wokół!
Zobacz, jak życie zszargane wieszam na gałęziach,
Sterczących ze sztywnych sosen, zastygłych w bezruchu,
Jak krwią swą znaczę kamienie otulone wichrem,
Jak, nie zaznawszy istnienia, przepadam bez słuchu!
I niechaj nigdy, przenigdy, ludzkość się nie dowie,
Kim byłem... albo kim będę, gdy snem się otulę
I w gwiazd zimowych oblicza zaglądnę niemotą,
Żarliwym snów niespełnieniem, potęgą i bólem!
Dziś strach ma imię północy, które ja przywdziewam
Wbrew sobie i zgodnie z sobą, przeciw przemijaniu.
W cztery kierunki Wszechświata bezwiednie wędruję,
Łowiąc pajęcze chwil mary w ziemskim bytowaniu.
Milczących wód czarna grozo, słońcem podsycana,
Żywicznej pieśni bożyszcze, zamarłe w świętości,
Spójrz jak umieram, jak płonę, jak wnikam w dywany
Tych jagód, co dziś wyrosły na grobie miłości.
Greenhithe, 10 maja 2012 r.
Oblana złotem przedświtu wśród ostępów mroku,
Smolista taflo jeziora, trwająca w milczeniu,
Spójrz jak ja w Ciebie spoglądam, jak umieram wokół!
Zobacz, jak życie zszargane wieszam na gałęziach,
Sterczących ze sztywnych sosen, zastygłych w bezruchu,
Jak krwią swą znaczę kamienie otulone wichrem,
Jak, nie zaznawszy istnienia, przepadam bez słuchu!
I niechaj nigdy, przenigdy, ludzkość się nie dowie,
Kim byłem... albo kim będę, gdy snem się otulę
I w gwiazd zimowych oblicza zaglądnę niemotą,
Żarliwym snów niespełnieniem, potęgą i bólem!
Dziś strach ma imię północy, które ja przywdziewam
Wbrew sobie i zgodnie z sobą, przeciw przemijaniu.
W cztery kierunki Wszechświata bezwiednie wędruję,
Łowiąc pajęcze chwil mary w ziemskim bytowaniu.
Milczących wód czarna grozo, słońcem podsycana,
Żywicznej pieśni bożyszcze, zamarłe w świętości,
Spójrz jak umieram, jak płonę, jak wnikam w dywany
Tych jagód, co dziś wyrosły na grobie miłości.
Greenhithe, 10 maja 2012 r.
Wojciech Świętobor Mytnik
WIERSZE:
• "Mój pogański sen":
http://wojciechswietobormytnik.blogspot.com/
MUZYKA:
• In
Eorðscræfe (dawniej: Caedes Castus)
• Zerivana
• Euvoha
• Gamaiun
• Signum Triste
• Eternal Ruin (Pl)
• Disloyal (Pl) - autor tekstów
• Alne - autor tekstów
• Diaboł Boruta - autor tekstów
• Manipulation - autor tekstów
WYTWÓRNIA MUZYCZNA:
• Echoes of Koliba Productions
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz