niedziela, 15 grudnia 2013

Dziad-Duch poniżony / Do Braci chrześcijan



Z ciężkim sercem zabieram się za ten wpis.

Pojawią się w nim informacje bulwersujące, przy omawianiu których łatwo jest dać ponieść się emocjom.

Gwałty dokonane na Słowiańskim Duchu to temat przykry zarówno dla rodzimowiercy jak i dla chrześcijanina. Atmosfera błyskawicznie się podnosi, zaraz zaczynają się wzajemne oskarżenia i waśnie, jeden się na drugiego zamyka, poczym każdy idzie w inną stronę, przekonany o swojej racji. Wkrótce potem wszystko wraca do punktu wyjścia, który to punkt jest tak naprawdę martwym punktem…

Zarówno unikanie konfrontacji jak i konfrontacja polegająca na wzajemnym atakowaniu się działają na naszą wspólną niekorzyść.

Nie dosyć już tego?

Wszyscy jesteśmy Słowianami. Jesteśmy Braćmi i Siostrami. Przyjaciółmi, sąsiadami, obywatelami jednego państwa… Wszyscy (no prawie) klepiemy tu tę samą biedę, wszyscy wściekamy się, że władza działa w obcym interesie, wszystkich nas drażni obyczajowa zgnilizna i bezczelny fałsz w mediach i wszystkim nam chce się płakać na myśl o rozprzedawaniu ojczystej ziemi i ojczystego majątku.

Może czas już zakończyć religijne bratobójcze wojny, które osłabiają nas jako naród? Pamiętajmy, że siła tkwi w poczuciu wspólnoty – w JEDNOŚCI; nie zaś w ujednoliceniu.

Może nadeszła chwila by wyjaśnić sobie wszystko i podać sobie dłonie?

*

Niektórzy mówią, że wiara w takie pojednanie to naiwność.

Ale kiedy mój rodzony brat składał mi rok temu świąteczne życzenia:

„Ja ci życzę, siostrzyczko, błogosławieństwa mojego Boga, a ty mi życz błogosławieństwa twoich Bogów”

- było to dla mnie niczym olśnienie, przebłysk Przyszłości.

Ja wprawdzie używam określenia: moja lub twoja, taka czy inna duchowa droga, a nie: twój czy mój, taki czy inny Bóg, jednak w tych świątecznych życzeniach zawiera się coś, o co warto się starać na wielką skalę całej wspólnoty/rodziny narodowej i na jeszcze większą skalę wszystkich narodów słowiańskich: prawdziwe piękno braterskiej miłości i poczucie silnych rodzinnych więzi





Zanim więc przejdę dalej, by omówić jedną z wciąż niezagojonych ran, chcę, żebyśmy na chwilę skoncentrowali się na tym, co nas łączy, co nas jednoczy. Żebyśmy spojrzeli na siebie jak brat na brata.


Patrzmy więc. Oto występ Nikołaja Jemielina. Na widowni rodzimowiercy oraz prawosławni chrześcijanie. I na scenie rodzimowiercy oraz prawosławni. Razem. POŁĄCZENI DUMĄ ZE SWEGO POCHODZENIA, ZE SWOJEJ KULTURY. Włączcie sobie ten koncert w 45 minucie a „niemożliwe” i „naiwne” okaże się jednak możliwym:



***


Kiedy spotykam się z moją mamą – katoliczką, nie oskarżam jej o wszystkie możliwe złe czyny Kościoła Katolickiego popełnione od początku jego istnienia, tylko dlatego że wyznaje ona wiarę Jezusową. Większość tych oskarżeń nie ma do mamy żadnego odniesienia, bo to normalny dobry człowiek, a o wielu złoczynach autorstwa KK nie ma ona nawet najbledszego pojęcia.

Walczymy z kłamstwami, naginaniem faktów, indoktrynacją oraz fałszowaniem dziejów.
Nigdy z człowiekiem ani z tym, w co wierzy.





DRODZY BRACIA CHRZEŚCIJANIE

Pozwólcie, że wyjaśnię Wam, dlaczego musimy głośno mówić o gwałtach zadanych niegdyś naszym (wspólnym) Przodkom.
*
Pomyślcie na chwilę o stosunkach polsko-niemieckich.
Po pierwsze nikt z nas nie oskarża dzisiejszego pokolenia Niemców za zbrodnie wojenne, popełnione przez ich ojców i dziadków.
Po drugie jesteśmy pełni uznania dla dokonań Niemców w dziedzinie filozofii, literatury, muzyki czy w innych dziedzinach sztuki; lubi się ich też za piwo i oktoberfest :)
Nie godzimy się jednak na podejmowane przez niektórych z nich próby „wybielania” albo negowania popełnionych podczas wojny zbrodni. Patrzenie przez palce i nie reagowanie na takie próby prowadzi do całkowitego wypaczenia i przekłamania historii.
Kiedy słyszymy (a coraz częściej słyszymy) o „polskich obozach zagłady”, musimy się temu sprzeciwić. Co do tego nie ma chyba wątpliwości, prawda?
*
Podobnie i my – słowiańscy rodzimowiercy a więc wyznawcy wiary naszych wspólnych słowiańskich Przodków – doceniamy Was – chrześcijan jako ludzi, twórców, przyjaciół czy współobywateli. Sprzeciwiamy się jednak przekłamywaniu historii, naginaniu oraz zacieraniu niewygodnych faktów przez osoby, które czynią to świadomie, chcąc utrzymać swoje jednowładztwo nad Rządami Dusz oraz przez osoby robiące to nieświadomie na przykład poprzez powtarzanie zasłyszanych/wdrukowanych kłamstw i półprawd. Naszym obowiązkiem – zarówno wobec Przodków naszych jak też wobec potomków – jest docieranie do Prawdy i ujawnianie jej światu.

Zwracam się do Was z prośbą, byście w sposób obiektywny podeszli do tej naszej pracy. Również i Wy jesteście Słowianami, jesteście dziećmi tej pięknej słowiańskiej ziemi i potomkami żyjących na niej przez długie tysiąclecia „pogan”. Z dumą mówicie o swoim słowiańskim honorze i uporze, o swojej słowiańskiej niezłomności, pomysłowości, gościnności i waleczności, a zmysły Wasze każą Wam widzieć jako najpiękniejsze kobiety na świecie właśnie Słowianki. Nie jest naszym zamiarem odwodzić Was od chrześcijańskiej wiary. Chcemy jedynie zwrócić Wasze oczy na Słowianina, którym jesteście z krwi i kości a także z ducha.

Kiedy mówimy głośno o słowiańskim („pogańskim”) rodowodzie kultywowanych do dziś (choć w nieco zmienionej formie) tradycji i świąt, nie robimy tego po to, żeby Wam dokuczyć. Cieszymy się, że tradycje te zostały włączone do obrzędów chrześcijańskich, bo wiele z nich dzięki temu przetrwało trudne dla rodzimej duchowości czasy. Wy natomiast możecie się dzięki temu cieszyć „regionalnym zabarwieniem” Waszej wiary.

Część z Was zamyka na to jednak swoje oczy i uszy, nie chce wiedzieć, nie chce o niczym pamiętać. Niektórym łatwiej jest wyrzec się lwiej części swojej tożsamości i dumy ze swojego pochodzenia. Pamiętajcie jednak, że na takich „czystych kartach” łatwiej jest obcym i wrogom zapisywać swoje treści. Często narzekacie na „zgniliznę" idącą do nas z tej czy innej strony. A co, jeżeli zgnilizna ta atakuje właśnie takie puste, niezapisane karty?
*
Rozumiem, że konfrontacja z faktami, jakie znajdziecie na przykład poniżej w tym wpisie, może być dla Was nieprzyjemna. Postarajcie się jednak zauważyć, że nie atakujemy i nie krytykujemy ani Was ani Waszej wiary, a jedynie zdarzenia jakie miały miejsce i ubolewamy nad konsekwencjami tych zdarzeń.
*
Dzisiaj, niemalże w przededniu grudniowych świąt, które obchodzić będziemy w tym samym czasie, ja, Słowianka, podaję Wam dłoń i nazywam Was Braćmi.
*
Za chwilę napiszę tu o przedchrześcijańskim zwyczaju kolędowania, początkowo przez chrześcijaństwo zakazywanym, a następnie przekształconym do znanej Wam dzisiaj formy.

Tak, upomnę się tym samym o swoje. Ale nie będę żądać, żebyście „zwrócili cudzą własność”, a jedynie, żebyście zwrócili uwagę, jak wiele jest w Was dawnego Słowianina. Poczujcie się z tego powodu DUMNI. Jesteście chrześcijanami, ale jesteście też Słowianami. I nie żadnymi tam „sclavinami-niewolnikami” jak chciałaby tego upadająca pangermańska „nauka”, ale Suo-Wianami – Dziećmi Słońca i Słowianami – Słowo Znającymi.


***


O postaci Deducha, (Dziad-Ducha czyli Ducha Dziadów, Ducha Przodków) pisałam tutaj: http://przypiecek.blogspot.com/2013/12/0612.html

Dzisiaj będziemy kontynuować ten wątek. Tym razem zapomnijcie jednak o roznoszonych przez niego łakociach i związanych z tym przyjemnych okolicznościach.

Przeniesiemy się w czasy, kiedy ta symboliczna postać – żywy symbol naszych Przodków a więc i symbol słowiańskiego dziedzictwa w każdym z nas – został poniżony; poniżony w najperfidniejszy z możliwych sposobów...





Czy poniżając Deducha złamano przysłowiowego słowiańskiego ducha? Myślę, że w dużej mierze tak się właśnie stało.


Pamiętajmy, że kult Przyrody i kult Przodków to dwa podstawowe filary rodzimej duchowości Słowian. Jak ważny był i na czym polegał słowiański kult Dziadów można przeczytać tu, na Przypiecku, we wpisie „Dziady – Święto Przodków” pod linkiem: http://przypiecek.blogspot.com/2013/10/dziady-swieto-przodkow.html Po lekturze tego wpisu stanie się dla każdego jasne, jakie skutki miało fizyczne wręcz poniżenie Dziad-Ducha - Deducha - zmuszenie go kopniakami do uklęknięcia, ukorzenia się przed nowym bogiem – Jezusem.


Zdajmy sobie sprawę ze znaczenia i konsekwencji tego, co się wydarzyło.

Wiele się mówi o podobnych sytuacjach, kiedy to ucierpiały symboliczne przedstawienia Bogów: kiedy były palone, zatapiane, siekane w drzazgi lub przyciosywane tak, żeby przedstawiały zupełnie inną postać. Jednakże konsekwencje poniżenia Deducha są szczególnie tragiczne: 

1)      Poniżony został Deduch, który symbolizował Ducha Przodków;

2)     Duch Przodków to tak naprawdę cały kolektyw Przodków w obrębie danego rodu – rodziny. Dawniej Słowianie czcili swoich Przodków i utrzymywali z nimi nieustającą łączność; rozwijali i uszlachetniali ich dziedzictwo w sobie.

3)      Zbezczeszczenie (pozbawienie czci) Deducha zerwało więc tę więź, tę łączność.

4)  Odtąd stopniowo stawaliśmy się pozbawionymi tożsamości sierotami, samotnie i na ślepo błądzącymi po krętych drogach życia. Z jednej strony zatraciliśmy umiejętność znajdowania wsparcia i pomocy u Przodków, z drugiej świadomego uszlachetniania w sobie ich dziedzictwa.

W audycji z dn. 10.12.2013 na pytanie, czy wprowadzanie chrześcijaństwa mogło obyć się bez poniżania rodzimej wiary etnicznych mieszkańców, Žiarislav wyraził opinię, że zgodnie z nauką Jezusa, nie tylko mogło, ale wręcz powinno być pozbawione takich działań. 

W zasadzie można by więc powiedzieć, że ta nieprawość przyniosła szkodę obu duchowym drogom.

***

Wystarczy już tych moich komentarzy. Oddaję głos Žiarislavowi.


Ozembuchy



Žiarislav, 07.12.2010.


CO MAJĄ ZE SOBĄ WSPÓLNEGO NIEDŹWIEDŹ, „STARY”, MIKOŁAJ, SANTA CLAUS, ROD I GRICO?

DEDUCH – TAJEMNICZA POSTAĆ W (PRZED)GODOWYCH OBYCZAJACH



W oficjalnych kalendarzach widzimy teraz święto zwane „Mikołajkami”. W naszym kalendarzu pod tą samą datą mamy „Deducha”.

Deduch – czyli Duch Dziada

Któż to taki?
Starzec? Tak, jest stary. Mamy jeszcze jakiegoś innego starego? W mitologii?
Mamy go w Godowej kolędzie.

Są czterej pasterze (valasi), strażnicy czterech stron, a jeden chodzi stary. Tańczą oni Taniec Słońca, z każdej strony jeden z nich. Krzyżują z sobą trzymane w rękach ozembuchy  i na podobieństwo swargi albo swastyki kręcą się w prawą stronę, śpiewając obrzędową pieśń.

Czy to Rod, czy nie Rod?

No, jest to Stary, bo też go nazywają „Stary”, a w czasach pogardy dla duchowości Przodków, wyzywano go nawet od „Starego psa”. Kopniakami zmuszają go, żeby się pokłonił nowemu bóstwu – Jezusowi. Poniżają go, ale on może jeszcze robić sobie z tego żarty. W wierszach. Z kościoła, z księży, ze wszystkich spraw związanych z cerkwią. Widać konflikt dwóch kultur w tej bożonarodzeniowej grze. Występuje tam Stary, umalowany na czarno. Albo cały pokryty jest włosem, albo twarz ma uczernioną i owłosione ciało – ma na sobie owczy kożuch. Jest więc zarośnięty, tak jak zarośnięci bywali starzy żercy, starzy wieduni – ci już się nie golili, cali byli zarośnięci. Na Morawach nazywa się on „dziadem”; wkrótce przemianowano go na „żyda”. Bo zawsze znalazło się jakieś obraźliwe miano. U nas jeszcze niekiedy spotykamy się z nazwą „grico” – nazwa „grico” związana jest ze słowem „igric” a więc osobą pełniącą obrzędy. „Igric” jest jednym z najstarszych słów, związanych z rodzimym obrzędowym spektaklem. Słowo to, znane z rejonu Uhorska, słowo pochodzenia słowiańskiego, wiąże się z igrami, z tym, że należy pamiętać, że igry były dawniej częścią duchowych obrzędów. Później słowo „grać” przeniosło się na sposób wywoływania dźwięków za pomocą instrumentów muzycznych.




Z prac Milki Horvathovej i innych etnografów i etnologów dowiadujemy się, że Deduch chadzał po niektórych słowackich wsiach niekiedy jeszcze w XX wieku. Aż do wtedy obchodom towarzyszył nasz Dziad. Czasami również niedźwiedź – Duch Przodków wcielony w niedźwiedzia. Tak więc Mikołaj zawędrował w niektóre miejsca dopiero w XX wieku, a Santa Claus dopiero pod jego koniec.

Także jest to Duch Przodków.

Jaka jest jego rola?

„A słuchasz rodziców?”

„Słuchasz” – kiedyś nie oznaczało: „czy spełniasz ich rozkazy”, znaczyło: „czy się wsłuchujesz”, czyli czy słuchasz, co mówi ten drugi. I to jest właśnie posłuszny człowiek – czyli nie taki, który miele w kółko swoje, ale taki, który słucha tego, co mówi ktoś inny. 
„Słuchasz swoich rodziców? Bo jak nie, to nic nie dostaniesz… Wtedy przyjdzie Stary i usmaruje cię na czarno. Lecz jeśli słuchasz, da ci w nagrodę jakiś mały podarek.” 
Duchy Przodków karzą lub nagradzają według takich właśnie reguł. Jak masz, dajmy na to, nieporządek w warsztacie, przyśni ci się zagniewany dziadek. Musisz więc zrobić porządek, żeby duch był spokojny – żeby wszystko było w porządku.

Widzimy więc, że Mikołaj ma te same cechy jak Stary z Godowej kolędy.
Wraz z nim zbliża się zimowe Przesilenie.
Zanim do niego dojdzie przyjdą jeszcze kapłanki oczyścić – okadzić dom. Przyjdą w białych szatach, z ukrytą/zamaskowaną twarzą, rozdmuchają dym na cztery strony, kierując go ptasim skrzydłem w prawą stronę; nakreślą perunowe krzyże (skośne iksy) na kominie, który jest związany z duchowością Przodków. [Skośne iksy, czyli dwie krzyżujące się kreski (siły). Ochrona od złych mocy – perunowe krzyże nie przepuszczały ich. – J.K. źródło: audycja Rodna Cesta, radio Slobony Vysielac 10.12.2013] Dziś obrzęd ten kojarzony jest z postacią ślepej świętej Łucji.



(Fragment filmu "Vianocne oplatky" o bożonarodzeniowych zwyczajach na Słowacji)




Według Rusów Mikołaj wchodził do domu przez komin. Oczywiście komin jest związany z kultem Przodków. Więc którędy indziej miałby wejść? 

To prawda, że dla każdego rodzimego święta znalazła się w końcu odpowiednia chrześcijańska legenda. Nie znaczy to bynajmniej, że biskup Mikołaj w szlachetnym geście nie mógł rozdać swojego majątku. Jednak rzeczywiste korzenie tego święta/obrzędu są o wiele starsze.

piątek, 6 grudnia 2013

Mikołaj, czyli kto?



06.XII
Kto nam przynosi prezenty?



Nie ma co ukrywać – jest z tym pewien kłopot. Większość z nas, kiedy byliśmy dziećmi, uczono zapewne, że prezenty przynosi Mikołaj. Choć tu i ówdzie pojawiała się konkurencja w postaci Dziadka Mroza.

Obaj brodacze konkurowali ze sobą w naszej tradycji na tyle długo, żeby zrobił się z tego niezły świąteczny bigos. Jednym z ciekawszych aspektów tej rywalizacji jest uwiedzenie przez chrześcijańskiego (no, powiedzmy, że chrześcijańskiego, bo jest to raczej złożona kulturowo postać) świętego towarzyszącej słowiańskiemu Mrozowi Śnieżynki. Sama ze swego dzieciństwa pamiętam szkolne świąteczne apele, gdzie ta dwójka właśnie – chrześcijański święty Mikołaj i słowiańska Śnieżynka jako jego pomocnica razem rozdawali dzieciom torebki ze smakołykami.

Dziadek Mróz jest od Mikołaja znacznie starszy, jest też postacią z naszej rodzimej słowiańskiej mitologii, dlatego my, rodzimowiercy, wracamy do niego bardzo chętnie i to jemu powierzamy obdarowywanie naszych bliskich prezentami.

Warto sobie jednak uzmysłowić, że nie on jeden przynosił podarki słowiańskim dzieciom. W zależności od regionu Słowiańszczyzny natrafiamy na różne trudniące się tym postaci.

Piękna, ale zarazem i problematyczna jest ta różnorodność. Skąd właściwie się wzięła?

W sposób metaforyczny problem ten opisał Czesław Białczyński. Naszą przebogatą mitologię porównał on do wielkiego dzbana, który dawno temu został rozbity. Odłamki rozsypały się po całej Słowiańszczyźnie. Różne słowiańskie plemiona pielęgnowały każde swój odłamek. Z czasem jednak zaczęto fragmenty uważać za całość. Stąd właśnie wszystkie te różnice między nami. I choć nie są to bynajmniej różnice, które mogłyby braci Słowian poróżnić, czasem – kiedy zapomnimy o dawnej spójnej Całości – mogą one nas dziwić, mogą sprawić, że poczujemy się w tym wszystkim nieco zagubieni.

Z moich obserwacji wynika, że różnice dotyczą nie tylko świąt czy panteonu bogów lub pomniejszych boskich i półboskich bytów (jeden naród na przykład wywyższa jednego z nich, inny drugiego, a trzeci zdaje się w ogóle takiego bytu nie znać [czyt.: nie przechował pamięci o nim]). Różnice bardzo często dotyczą też aspektu danego święta czy postaci boga. Weźmy tutaj bardzo prosty przykład świąt przesilenia i równonocy. Porównując już same nazwy w języku polskim i słowackim można dojść do wniosku, że odnoszą się one do czegoś nieco innego. Nasza równonoc to po słowacku rovnodennost czyli „równodzień”. A więc jest to jakby drugi biegun, druga strona tego samego medalu. Jeszcze ciekawiej jest z przesileniami. Nasza polska nazwa nawiązuje do momentu astronomicznego. Natomiast nazwa słowacka – „slnovrat” czyli słońcewrota – to jakby skrócony opis obrzędu podczas święta przesilenia (rozpala się najpierw cztery watry, będące symbolicznymi bramami/wrotami słońca, a następnie watrę środkową, w punkcie przecięcia się linii, wyznaczonych przez cztery pozostałe). 

Szósty grudnia to kolejny przykład takiej różnicy w kładzeniu nacisku na dany aspekt wydarzenia/święta: jednych nawiedza tego dnia Dziadek Mróz, raczej sroga postać - sroga jak sam mróz (widzimy tu aspekt klimatyczny; nie dziwi więc, że Dziadek Mróz odwiedza Rosjan); natomiast do innych przychodzi tego dnia, niemal jak z wizytą do rodziny, Dziad - "Deduch" (aspekt rodowy).

Opcja słowacka czyli…
Dziad


Słowacy, w znacznie większym stopniu niż my, przechowali pamięć o Duchu Przodków (Duch Przodków to jakby cały kolektyw naszych rodowych Przodków, reprezentowany symbolicznie przez jednego Ducha. Czasem dzielony na męską i żeńską postać). Rzeźbione figurki Dziadów i Bab są na terenie Słowacji bardzo częstymi znaleziskami. W każdej słowackiej chacie był dla nich przeznaczony specjalny kąt, najczęściej naprzeciwko pieca. Figurki te brały udział w uroczystościach rodzinnych – powitaniach nowego członka rodu, zaślubinach itp. Nie dziwi więc, że szóstego grudnia słowackim dzieciom prezenty przynosi właśnie Dziad czyli Duch Przodków.

Poniżej tłumaczenie artykułu Žiarislava, dotyczące postaci tego dar-czyńcy:


SVIATOK MIKULÁŠA JE PôVODNE SVIATKOM DEDUCHA
(„Mikołajki” to tak naprawdę rodzime święto Dziada – Ducha Przodków)


[Zostawiłam oryginalny słowacki tytuł artykułu, chcąc zwrócić uwagę Czytelnika na podobieństwo nazwy słowackiego Dziada czyli Ducha Przodków – „DEDUCHA” do zachowanego u nas diducha czyli snopka żyta, ustrajanego na Szczodre Gody (słowiański „przodek” choinki) – J.K.]



Žiarislav:


Niektórzy płaczą, że amerykański Santa Claus wypiera dziś „naszego” świętego Mikołaja. Lecz prawda jest taka, że to rzymski Mikołaj wyparł naszego Dziada. Do niektórych wiosek i osad Mikołaj dotarł dopiero z początkiem tudzież w pierwszej połowie dwudziestego wieku. Aż do tego czasu nie praktykowano tam obchodów z Mikołajem [obchodów rozumianych dosłownie jako obchodzenie wsi z kimś przebranym za Mikołaja – J.K.], praktykowano za to coś innego – jednym ze świętych obrzędów poprzedzających Przesilenie zimowe były obchody z Dziadem (albo z niedźwiedziem).

Święty Dziad wyobrażał Ducha Przodków – Ducha Rodu. Czciły go wszystkie rodziny i rody w czasach swobody duchowości Przodków, jak również i później, kiedy zostaliśmy owej wolności pozbawieni. Wiemy, że Kościół, zakazując rodzimych świąt, zastępował je innymi. Ducha Przodków Słowian i Słowaków zastąpić miał kult biskupa Mikołaja.

Postać Mikołaja, we wschodni Kościele przedstawianego jako łysego, ubrana została w wiele „ludomilnych” legend, których prawdziwości nie można udowodnić. Bardziej lub mniej wiarygodne jest to, co zrobić miał w roku 325 n.e. Wówczas brał on udział w Soborze Nicejskim, w którym uczestniczył także rzymski cesarz Konstantyn Wielki. Wówczas to napadł Mikołaj na aleksandryjskiego biskupa Ariusza (arianizm) i to nie tylko słownie ale również podobno i dosłownie [w oryginale artykułu czytamy „cieleśnie” – J.K.]. Przypomnijmy, że arianie byli to wcześni chrześcijanie, którzy pojawili się na terenach dzisiejszej Słowacji oraz w okolicznych krajach. Byli oni przez Kościół rzymsko-katolicki mocno uciskani. Mikołaj, którego Kościół uznaje za świętego, gorliwie zwalczał wszelkie „herezje” (w tym i arianizm) jak również wszelkie przejawy rodzimych duchowych prądów/wiar określanych jako pogańskie. Znane na terenie Słowacji obchodzenie (wsi/osady/domów) z Mikołajem i czartem to nie przypadek. Jak Mikołajowi nie starczy rózgi, to i czart jest dobry, żeby ukarać „pogaństwo” i „herezje”…

Kiedy Mikołaj rozdawał będzie cukierki, przypomnijcie sobie o cierpieniach zaznawanych u dentysty. Gdyby zastąpił go jego poprzednik – mądry Dziad, rozdawałby raczej zdrowsze łakocie – orzeszki albo suszone owoce…

Obchodzenie domostw z Dziadem było naszym pradawnym zwyczajem, mającym bardzo długą tradycję.

W niektórych wioskach „Stary” czyli Dziad (sł. „ded”), mógł wcielić się podczas obrzędowego spektaklu w postać niedźwiedzia (sł. „medved”), dlatego mogły to być także obchody z niedźwiedziem. Po tym przedgodowym obrzędzie Dziad nie znika – jego postać odegra za chwilę ważną rolę w kolędowaniu – obrzędzie witania nowego Słońca. W czas Przesilenia zimowego po osadzie rozbiegali się kolędnicy (czterej strażnicy stron, a jeden z nich to właśnie Duch Przodków, nazywany „Starym”). A więc albo Rod albo Duch Przodków w postaci Dziada zwiastował w „mikołajki” zbliżające się Święto Godowe/ Przesilenie zimowe. Było to w okresie pomiędzy [dzisiejszymi] jesiennymi Dziadami a Przesileniem, w czasie, kiedy drzewa straciły już liście, dni stawały się coraz krótsze, gdy nastał czas, kiedy koniecznym stawało się ogrzewanie domów i oszczędzanie zapasów, kiedy zaczynało się więcej rozmyślać nad sprawami ducha. Właśnie wtedy – w tym czasie oczekiwania na odrodzenie (nowe narodziny) słonecznego boga – syna ognia niebieskiego, Swaroga – przychodzi i przedstawia się dzieciom postać Dziada – Przodka, który jest w nas, Ducha, z którym łączność przekazywana jest nam od Przodków, i którą my przekazujemy naszym potomkom i naśladowcom.

Dlatego właśnie to postać naszego „mikołajkowego” Dziada a nie historyczna postać biskupa Mikołaja posiada „właściwości” Ducha Przodków: odzież ma czerwoną jak ogień a do wnętrza domów dostaje się przez komin, poświęcony, podobnie jak dawniej piec, duchom Przodków. Zarośnięty (brodaty, długowłosy) niczym „Stary” z godowej kolędy, rozdaje Dziad dary. Lub karze – wszystko w zależności od tego, kto na co, z punktu widzenia Ducha Przodków, sobie zasłużył. Aby droga była dobra, do ciżmy podarek włoży.




czwartek, 28 listopada 2013

Lalki-Motanki


„MOTANKI”

czyli

tradycyjne słowiańskie lalki-amulety

 


 

Wkrótce zaczniemy przygotowania do świąt. My do Szczodrych Godów, nasze rodziny i znajomi do Bożego Narodzenia. Zewsząd atakowani więc jesteśmy krzykliwymi reklamami; producenci starają się wmówić nam, że to właśnie ich produkty najlepiej nadają się na prezenty dla naszych bliskich i przyjaciół. Czyżby?


Pół biedy, jeżeli rzeczywiście stać nas na spełnienie marzenia bliskiej nam osoby. Ale coraz częściej nas na to nie stać, i nic dziwnego, bo w republice bananowej rzadko kogo na cokolwiek stać. Zadłużamy się więc, albo kupujemy byle co – byle tylko kupić. Ulegamy presji, jaką wywierają na nas kreatorzy mody na konsumpcjonizm. Tańczymy, jak nam zagrają. Ryzykujemy, wpędzając się w finansowe problemy, byle tyko każdy członek rodziny otrzymał od nas cokolwiek - choćby jakąś tandetę, której nie wyrzuci potem  tylko dlatego, żeby nie zrobić nam przykrości.


W tym wszystkim ginie sens wzajemnego obdarowywania się. Nabrało ono skrajnie materialistycznego charakteru. Uważam, że taka jego forma wypacza nasze podejście do świąt.  Nie może być inaczej, skoro sama w sobie jest już wypaczeniem dawnej pięknej i głębokiej tradycji.



Dla naszych Przodków najważniejsze były dobre życzenia, odwiedziny bliskich, przyjaciół i sąsiadów, wspólne gospodarskie czary (n.p. chodzenie od chaty do chaty i rozsypywanie - rozsiewanie  ziarna) czyli magiczne obdarzanie się zdrowiem, szczęściem, płodnością i urodzajem. Temu właśnie (w dalszej kolejności) towarzyszyło darowanie prezentów-rzeczy i prezentów-słodyczy: suszonych owoców, orzeszków z miodem itp.


Robiono przedmioty z drewna, gliny, kamieni i innych naturalnych materiałów. Pracowało się nad tym wiele godzin albo i dni, z każdym ruchem dłuta lub igły nie tylko uzyskując pożądany kształt czy wzór, ale także przelewając na powstającą Rzecz swoje uczucia względem osoby, dla której była ona przeznaczona. Takiego daru rąk i serca nie zastąpi żadna plastikowa lalka, odlewana seryjnie i malowana mechanicznie, która na domiar złego, kończąc pewnego dnia na śmietniku, stanie się kolejną „cegiełką” jaką przywalimy Matce Ziemi… Bo – o czym tak niewygodnie jest myśleć podczas zakupowego szaleństwa – o Ziemi także należy pamiętać, decydując się na taki czy inny prezent.


Myślę, że my – Słowianie – powinniśmy wrócić do naszych własnych tradycji. Jeżeli marzeniem naszego dziecka jest plastikowa Barbie albo zdalnie sterowany samochód, możemy spełnić to marzenie przy innej okazji albo i bez okazji. Jednak słowiańskie święta Wiary Przyrody powinny kojarzyć się nam i naszym dzieciom z czymś innym niż taplanie się w błocie konsumpcjonizmu.


Jednym z pomysłów na świąteczny prezent mogłyby być słowiańskie lalki-amulety, do dziś chętnie robione na Ukrainie, choć jestem przekonana, że niegdyś znane we wszystkich regionach Słowiańszczyzny. Lalki takie robi się prosto, ale stosując się do zasad ich wykonywania, człowiek ma nieodparte wrażenie podejmowania działań magicznych.

Wykonywania lalek można nauczyć też dzieci; jestem pewna, że byłyby zachwycone i niezwykle przejęte, mogąc stworzyć nie tylko zabawkę ale i przedmiot magiczny.


Autorką poniższego tłumaczenia jest moja przyjaciółka Daria. Kiedyś wysłałam jej krótki - piętnastominutowy reportaż o lalkach-motankach (po ukraińsku) i poprosiłam, żeby napisała mi, o czym mówi zaproszona do studia pani. Daria opisała to dość szczegółowo i od razu pomyślałam, że jej tłumaczenie mogłoby stać się inspiracją również dla innych.


Wszystkim, czytającym ten wpis, życzę pięknych i radosnych chwil spędzonych nad robieniem magicznych kukiełek-motanek!

J.K.

 
FILM
 
(obejrzyj!)
 
 
Традициаонный славянские куклы обереги
 
 
 
 
 
 
 
 
 
WYJAŚNIENIA:
 

Motanki robi się („skręca”) z resztek materiałów – kiedyś robiono je ze starej odzieży, teraz wybieramy barwne, jaskrawe tkaniny, by lalki były jak najładniejsze. Laleczki te są unikatowe – można „na nich” w pełni poznać historię słowiańską np.: stosunki rodzinne.

 

Wyróżniamy lalki: ochronne, obrzędowe i takie, które po prostu używane były do zabawy. Niektóre łączyły w sobie dwie funkcje – mogły służyć zarówno jako amulet jak i zabawka.

 

W tym programie Pani wytwórczyni motanek, przedstawia lalki związane z rodziną i macierzyństwem.

 

1.     Pierwsza lalka (to co przypomina drzewo) to autorska lalka, wykonana techniką „motania” zaledwie kilka dni temu. Nazwana została „Przedłużenie (kontynuacja) Rodu”. Składa się z wielu laleczek; u dołu widzimy połączoną ze sobą parę – męża i żonę, dalej - dzieci. Lalka ta jest świetnym prezentem na takie okazje jak ślub/swadźba.

 

2.     Duża lalka z dziećmi wokół pasa (pan skomentował, że wyglądają jak pociski) nazywa się „Rodzina”. Rodzina, czyli sześć dziatek i ja. [rodzina = ros. семья – sjemja czyli „siedem ja” czyli „6 + 1”]

 



 

Każda lalka robiona jest w innym czasie i każda ma swoja historię, w którą się zagłębiasz i zagłębiasz... Np. w przypadku lalki „rodziny” te malutkie laleczki, zwane niegdyś „pieluszniczki” (wyłącznie moja interpretacja słowa – D.S.), wykonywane były jako duże lalki i wkładane do dziecinnych kołysek. Po pierwsze służyły wówczas jako ochrona, a po drugie zachowywały zapach matki, więc kiedy matka się oddalała, dziecko miało wrażenie, że ciągle jest razem z nim.

 

Obecnie robi się raczej małe laleczki i powinny być wykonywane wyłącznie z naturalnych tkanin, takich jak bawełna czy len. Mamy oczywiście do dyspozycji tkaniny syntetyczne, ale dla zachowania mocy ochronnych należy laleczki wykonać z materiałów naturalnych.

 
 

 

3.     Malutkie laleczki (dwie pani na trzyma w ręku i mówi że zaraz o nich opowie) nazywały się „Podróżne”: powinny być wykonane z tkanin należących do rodziny. W czasach, kiedy nie było fotografii, służyły w podróży jako coś, co przypomina wędrowcowi o rodzinie, np. kupiec który wyjeżdżał w interesach daleko w świat, patrząc na motarkę, którą  dostawał na drogę, wyobrażał sobie bliską osobę. Do woreczka, który laleczka trzyma w rączkach wkładano (przeważnie robiła to kobieta, najprawdopodobniej żona) co kto uznawał za stosowne np.: odrobinę ziemi ojczystej, albo ziarno, żeby droga była syta i szczęśliwa; dziewczęta wkładały do woreczka specjalne zioła, żeby ich luby w podróży „nie oglądał się na boki”.

 

 

4.     Lalka „koń”. Początkowo zabawki te wyrabiane były z dowolnego materiału, który był pod ręką – z tkaniny, słomy, drewienek. Konie można wykonać w dwóch wariantach – pierwszy, jak gdyby silniejszy – jest symbolem męskiej siły – to tak zwany „Słoneczny koń”, a drugi był to „Konik Garbusek” i był przeznaczony dla dzieci.

 

 
 
 

5.     Lalki baby, babunie („Babuszki”) – pierwsza pokazana wykonana została do poprzedniego programu. Jako że Babuszce było nudno, autorka stwierdziła, iż powinna ona mieć czymś zajęte ręce, dlatego stworzyła Babuszkę z robótką ręczną (dokładnie dzianiną), następnie pojawiły się babka z haftem i babka z obwarzankami oraz – w ramach lekarstwa na babią nudę ;) – dzidek grzybiarz z grzybkami wykonanymi z kasztana. Co do kasztana – był pod ręką, a do wykonywania lalek motanek należy używać właśnie materiałów znajdujących się akurat pod ręką.

 

 

6.     Lalka trzymająca ręce pod boki – nazywa się „Panienka” a jej starsza nazwa (podpowiedziana przez lalkarki) to „Gospodyni” – kiedyś ludzie żyli w bardzo dużych rodzinach – potrzebne to było do prowadzenia gospodarstwa, produkowania zboża, lnu, pielęgnacji zwierząt w gospodarstwach,  a na czele tych rodzin stali gospodarz i gospodyni (lub teść i teściowa, lalka ta też nosi miano świekry – czyli teściowej), lalka ta symbolizuje właśnie głowę takiego rodu. Z niewyjaśnionych przyczyn wyszła (pani twórczyni) największa z całej prezentowanej kolekcji. „Gospodyni” stała na czele rodu, pilnowała całego gospodarstwa, podporządkowywały jej się wszystkie kobiety a także młodsi mężczyźni, z nią konsultował się gospodarz, była ona sroga.

 

 
 

7.     Kolejna lalka to Jekatierina (Katarzyna) Sanicyna (ta na saneczkach), lalka kalendarzowa. Siódmego grudnia świętuje się jej dzień. O tej porze roku nasilają się mrozy, zaczyna padać śnieg, a kiedyś w ten dzień (7.XII) otwierano drogi dla sań (tzw. sanny) i przy tej okazji były organizowane różne imprezy, m.in. dawano sobie prezenty (zwłaszcza dzieciom i chyba w postaci takich lalek, Pani nie dopowiedziała – D.S.). Był zwyczaj, że Jekaterinę spuszczano z ośnieżonej górki, a im dalej ujechała, tym lepszych zbiorów lnu należało się spodziewać w przyszłym roku (tzn. im dalej dojechała, tym dłuższy len). Len był podstawową uprawą w tamtych czasach, podchodzono do jego jakości, zwłaszcza wysokości, z wielką troską.

 

 

8.     Lalka z łyżką: „Gospodyni-Chochla” (ciężka rzecz do przetłumaczenia, bo nie ma chochli po rosyjsku a chochlak znaczy czubaty – tu są takie konotacje – D.S.). Charakterystyczną cechą tej lalki jest „rogata” chustka na głowie – tak zawiązana chustka nawiązuje do używanych kiedyś przez gospodynie domowe nakryć głowy z rogami (były bardzo ciężkie) i kojarzone z krową – symbolem urodzaju i płodności.

 
 
 

9.     Lalki trzmiele – są norweskie (z jakiegoś miasta na T – D.S.) – obecnie bardzo popularne, ale chyba nie kryje się za nimi nic szczególnego. ( mąż i żona trzmiele).

 
 

10. Lalka ( z długimi nóżkami, następna po trzmielach) jest związana z dniem Domowego, który jest obchodzony 19 stycznia. Domowy żyje gdzieś tam w naszych domostwach, ale nikt go nie widzi. Należy zrobić mu jednak jakiś podarunek i właśnie można mu podarować taka lalkę  – jest to żona dla niego (Jej imienia nie przetłumaczę nijak: Nadomanja. Może Domownica, albo Domowa? – D.S.) . Siedzi ona przeważnie w kuchni i jest bardzo skuteczna, jeśli chce się swojego Domowego udobruchać.

 


 

11. Lalka na górce ma dziesięć rąk, wykonywały ją dziewczęta, które zamierzały niebawem wyjść za mąż (jest jeszcze jeden wariant lalki z wieloma rękami – jest to lalka „Filipovka”, przeznaczona raczej dla starszych kobiet). Laleczka ta powstawała pod koniec prac w gospodarstwie i panna powinna na rączki tej lalki powiesić plan swoich prac, każda rączka do innego zajęcia, w którym laleczka ma pannie pomóc.

 

 

12. Kolejna lalka (a właściwie łańcuszek z laleczek) to amulet, „Zimowe lichomanki” – składa się z dwunastu „lichomanek”, oraz ich trzynasta, większa od nich kuzynka (nie rozumiem imienia, ale z Kumą mi się kojarzy – D.S.). Wykonywano je na początku zimy, gdy zaczynają się przeziębienia i wieszano przy piecu w pobliżu komina, przy wyciągu (??? Nie znam budowy pieca się okazuje… - D.S.) – wierzono, że kiedy choroba wleci do domu i zobaczy śliczne laleczki, zachwyci się nimi i zagnieździ się w nich a nie w człowieku. Później w Maslenicę palono je wraz ze złą energią którą wchłonęły.

 
 
 

Przesłanie (wtrącone) dla wszystkich pragnących mieć  taki amulet w domu: nie należy go kupować tylko wykonać własnoręcznie, aby był waszym własnym, z waszymi myślami i energią.





13. I ostania lalka – Wielkanocna – przygotowywana na Wielkanoc,  lalka wielkanocna z sekretem tj. z jajeczkiem – daje się ją w prezencie, np. idąc w gości stanowi jakby oprawę dla wielkanocnego jajka (żeby nie dać gołego), można ją postawić razem z wielkanocnymi babami i pisankami, przeważnie jest wykonywana jako odświętna, cała w czerwieni.
 
 

Pani na koniec dziękuje za zaproszenie i wszystkim życzy miłości i dobra.

 

I jeszcze jedno ostrzeżenie: podczas robienia lalek-motanek nie wolno używać niczego ostrego – ani nożyczek, ani noża, ani igły! Szmatki należy drzeć a nitki rozrywać. Używając ostrych narzędzi można ukłuć albo skaleczyć los i wówczas stanie się on zły…
 
 
 
***
 
 
 
DODATKOWE FILMY I MATERIAŁY:
 
 
 
 
 
 
 
 
„Kupałka” (niestety robiona przy użyciu nożyczek): https://www.youtube.com/watch?v=pJuHrWGQbyg
 
 
Przepiękna lalka z naturalnych materiałów: https://www.youtube.com/watch?v=Y-CFcjiLwgY
 
 
 
Prosta instrukcja wykonania niektórych lalek (w tym dzieciątka i lalki dziesięciorękiej): http://lib.znate.ru/docs/index-112069.html?page=12
 
Historia lalek motanek (po rosyjsku) : http://www.livemaster.ru/topic/51769-istoriya-kukly-motanki