wtorek, 19 kwietnia 2016

Chleby na linkach




Wartościowe informacje. Czasami człowiek ich szuka i nie może znaleźć. A czasami nie szuka i znajduje. Tym razem wpadło parę dobrych linków z przepisami na domowe chleby oraz zakwasowa mapa Polski. Nie miałam pojęcia, gdzie sobie schować te linki, żeby nie zaginęły w odmętach komputera. Potem pomyślałam, żeby wrzucić je tutaj. Może ktoś z Was też właśnie szuka i nie może znaleźć. Albo nie szuka, lecz znajdzie :)

Zdjęcie ze strony przepisnachleb.pl


Wszystkim zainteresowanym polecam:



Blog mojewypieki.com  

Na koniec mapa, z której dowiemy się, skąd wziąć zakwas (w przypadku, jeśli sami go nie zrobimy). Mapka z kontaktami do ludzi, którzy się chętnie podzielą:



Zdjęcie ze strony adampiekarz.blogspot.com

P.S. Po słowacku, co mi się bardzo podoba, chrupiący to chrumkawy :)
Chrumkawej  przyjemności z własnego pieczywa!

Zdjęcie ze strony adampiekarz.blogspot.com


wtorek, 29 marca 2016

Jare Święta - święta powodzenia, zdrowia i odrodzenia.



O czarownych skutkach polewania wodą i dotyku wierzbowych gałązek, o znaczeniu pisanek.



Polewanie wodą

Wielkanocne polewanie wodą jest zwyczajem prastarym. W żadnym przypadku nie jest przejawem nadrzędności mężczyzn w stosunku do kobiet, jak czasem bywa mylnie domniemywane. Przecież z okazji stawiania Majów to dla odmiany kobiety oblewają młodzieńców niosących drzewka. To też nie był przejaw nadrzędności. Podobnie jak oblewanie pierwszego oracza i pługu. Woda jest w rodzimej duchowości znakiem nowej siły, oczyszczenia i odrodzenia, następującego po Morowej zimie. Żywioł wody przenosi swoje czarowne właściwości na dziewczęta i kobiety.

Obyczaj ten nie powinien mieć miejsca "za wszelką cenę", a dziewczyny, czy bliskiej kobiety nie trzeba koniecznie zalewać wiadrami wody. Czarownie działające może być pryskanie, pokropienie czystą wodą z życzeniem nowej siły, czystej żywy (żywii) itd. Wodą z garnuszka czy większego pojemnika możecie sobie pozwolić oblać tę dziewczynę lub kobietę, która będzie za to wdzięczna, a więc nie kogokolwiek. Dzisiaj, w czasach przemiany społeczności i obrzędowości, zwyczaj ten może przybrać formę odpowiadającą świadomości dzisiejszych ludzi. Trzeba uświadomić sobie, że wartością podstawą jest cześć dla rodzaju żeńskiego, dla dziewcząt, kobiet, a więc dla istot rodzących. Kobieta jest istotą rodzącą, istotą, która - prawem nadanym jej przez przyrodę - nosi nowy żywot. Kiedy to pojmiemy, pojmiemy też, że w tym naturalnym, przyrodnym użyciu poświętnego żywiołu wody, nie ma co doszukiwać się jakiegoś szowinizmu czy seksizmu. Oczywiście bardzo ważnym jest tu pełne czci postępowanie chłopców i mężczyzn.

Smaganie wierzbowymi gałązkami

"Śmigus" jest we wschodniej i południowej Słowacji nowym - a właściwie staronowym zwyczajem, wprowadzonym tam w XX. wieku. Na zachodzie Słowacji, na Morawach i dalej, zwyczaj ten jest o wiele dawniejszy. Pochodzi on, podobnie jak oblewanie wodą, z czasów wolności rodzimej duchowości, z czasów przedchrześcijańskich. Stwierdzić niestety trzeba, że podobnie jak owo oblewanie, taki i ten zwyczaj jest dzisiaj przeważnie tylko powierzchowny, wykonywany bez świadomości tego, co się właściwie robi. Splecione razem wierzbowe pędy działać miały odmładzająco albo ożywiająco, znowu-rodząco. Wierzba znana jest ze swej wielkiej mocy odradzania (się). Wiosną wystarczy jedynie wkopać wierzbową gałązkę do mokrej ziemi, by zapuściła korzenie, i by wyrosła z niej nowa wierzba. Także wierzbowe bazie, głównie z wierzby rokity, są wiosną jednymi z pierwszych kwiatów, dlatego też stawia się je w dzbanku lub w wazie w domostwach. Dotyk wierzbowych gałązek miał przenieść na dziewczęta i kobiety swoją czarowną moc. Wierzba jest drzewem żeńskim (żeńskiej podstawy, wibracji), dlatego też wiązały się z nią różne żeńskie obrzędowe czynności ("Wierzbo wierzbo, daj mi męża [sł.muža], czerwonego jako róża...", spowiadanie się do dziupli wierzby, ochronne czary wierzby itp.). Doszukiwanie się w tym jakiegoś sadyzmu lub symbolu obciętych kobiecych warkoczy jest całkowicie chybione.
Co prawda smaganie wierzbowymi pędami - wiązanką (korbaczkiem) mogło mieć i seksualne konotacje, w zasadzie jednak gałązki te mają przynieść ochronną siłę bądź siłę jarego odrodzenia. Dlatego i w przypadku tego zwyczaju ważne jest, by pielęgnować go i wykonywać jako świadomy obrzęd.

Pisanki

Wielkanocne jajeczka poświęcone są Słońcu. Tak jak słowiański bóg Swarog związany jest z ze słonecznym dyskiem, w którym się słoneczny duch odradza, tak również wielkanocne jaja obrazują ów kosmiczny przebieg każdorocznego odrodzenia. Podobnie "napisane" na nich kwiaty życia i słoneczne znaki (swargi, swastyki), będące współczęścią nie tylko dawnego zdobnictwa okresu Jarych Świąt, ale i niegdyś Godów Zimowych. Pisanki były więc znakiem słonecznego odrodzenia - przybywającego Słońca, czego następstwem jest proces odradzania się całej przyrody a więc także i ludzkich istnień, które ją czują.

Pisanki nie są jedynie ozdobą świętojarego stołu i obrzędowej ofiary. Skorupki z takich jaj nasi przodkowie zaorywali jako ofiarę do pierwszej bruzdy, natomiast pisanki z gliny znane są archeologom ze starosłowiańskich miejsc wykopaliskowych. 

Świąteczna gościna i szczodrość

Świąteczna gościna i szczodrość to rzecz piękna, duchownie użyteczna. Nie zapominajmy jednak, że celem świąt jest ŚWIĘTOwanie oraz łączenie się z poświętnymi siłami, a więc rzeczywiście łączenie się z siłą, a nie jej utrata
Dzisiaj żyjemy we względnym dobrobycie. Pamiętajmy jednak, że i świętowania dotyczy zasada, że mniej czasami znaczy więcej. Święta są po to, żeby ludziom było dobrze, a nie po to, żeby im było źle. Nie musimy jeść i pić wszystkiego, co nam zaoferują. Wybór napojów i strawy pozwoli nam przeżyć bez większej ujmy. Kiedy spożywane są kwasy (wina) albo palone kwasy (mocniejszy alkohol), nie zapominajmy, że podstawą życia jest woda, a picie jej w czasie toastów wspomoże oczyszczenie ciała, a i duszy.

***

Poskładajmy sobie święta z takich obrzędów i czynności, które postrzegamy jako czyste. Nie musimy robić wszystkiego. Nie musimy też odrzucać zwyczajów czy obrzędów jako przeżytków. Starajmy się w nich odszukać duchapełne, zdrowe jądro i jego się trzymajmy.

Chwała za dary z czystego zdroju. Przeżyjcie czarowną wiosnę.
Žiarislav na Bielu sobotu r.16


sobota, 9 stycznia 2016

Prażmo - "słowiański popcorn"



O prażmie po raz pierwszy dowiedziałam się od Žiarislava. Były to jakieś pojedyncze wzmianki - coś o wyjątkowym smaku, coś, że posilali się nim często pasterze podczas wypasu owiec na halach i coś, że dzisiaj da się je nawet przyrządzić na patelni, można z odrobiną soli. Moje pierwsze prażmo chciałam jednak koniecznie ogrzać nad płomieniem. Ponieważ nie miałam wówczas możliwości rozpalenia ogniska, zrobiłam to nad... świeczką. Upartej kobiety jak widać nic nie jest w stanie powstrzymać. Cały pokój wypełnił się zapachem palonych kłosów i dźwiękami cichego "pukania". Żyto nie strzela tak mocno jak dzisiejszy popcorn, ale też wybucha z niego znajoma biała "pianka". Oczywiście tylko częściowo. Prażmo jest też trochę twardsze, ale w smaku zdecydowanie bardziej... nasze.

Po zaspokojeniu ciekawości i pierwszej ochoty, po rozsmakowaniu się w ciepłych jeszcze i pachnących ziarnach mojego prażma, z czystym sumieniem człowieka, który nie zmyśla, lecz tworzy na podstawie doświadczania rzeczy na swej własnej skórze, dopisałam do mojej "Piszczałki" (bajkopowieść o miłości i drzewach, duchowych wartościach i obrzędach Słowian) poniżej zacytowany fragment. Bohater tej opowieści, młody, nieco nazbyt pewny siebie Duszan, zamierza w dzień Jesiennej Równonocy rozkochać w sobie córkę wieduna-drzewida, piękną wiedźmę Krasę. Póki co jednak razem z rodziną świętuje w swojej osadzie Dożynki. Świeżo zżęte żyto aż się prosiło, żeby je literacko uprażyć... 

Niech i Was ten obrazek natchnie do prażenia! 
Smacznego!!!



Joanna P.Runika
PISZCZAŁKA
(fragment rozdziału "Dożynki")


         Po południu mieszkańcy wrócili do osady. Na polu tradycyjnie pozostała tylko niewielka kępka niezżętego zboża. Zachłanności trzeba się bowiem wystrzegać – nie wolno odbierać Matce Ziemi wszystkiego!
         Rozpalono ogień. Przepijano do siebie uroczyście, dyskutowano o obfitych plonach, dziękowano bogom. Zapadł wieczór, nastała noc, a jeszcze wszyscy siedzieli na dworze i dobrze się bawili; jedynie najmłodsze dzieci położono spać, bo oczy kleiły im się już do snu.
         Wśród zgiełku i zabawy dostrzegł Duszan swoją siostrę, grzejącą się przy ogniu. Wziął dwa patyki z rozciętymi końcami i dwie pełne garście kłosów. Podszedł do dziewczyny. Uśmiechnęła się do niego, zrobiła mu obok siebie miejsce.
         - Prażmo! – ucieszyła się na widok żyta i patyków. Zaraz też wzięła od Duszana jeden z nich, w rozciętą końcówkę wcisnęła kłosa i skierowała go nad płomień.
         To był ich własny, wymyślony jeszcze w dzieciństwie sposób. Wszyscy mówili, że najlepiej jest prażyć wyłuskane ziarna na specjalnej płycie; można je potem delikatnie posypać solą i łatwo zajadać się nimi do syta. Oni jednak mimo wszystko woleli swój sposób – przyjemne oczekiwanie na ulubioną przekąskę powtarzało się wielokrotnie, kłosek po kłosku, a czas pomiędzy chwilami zaspokojenia ochoty wypełniał się rozmowami i odczuwaniem ogniowego żywiołu.
         Po opaleniu długich, sztywnych ości, Milena z niecierpliwością czekała na znajomy dźwięk – ziarna dopiero wówczas są dobrze uprażone, kiedy trzaskają, pukają.
         - A ty? Nie prażysz? – zapytała.
         Duszan roześmiał się.
         - Zapatrzyłem się na ciebie – powiedział. – W ogóle nie mogę dzisiaj przestać na ciebie patrzeć. Wyglądałaś naprawdę pięknie w tym wspaniałym wieńcu. Kto by pomyślał, że moja mała siostrzyczka zostanie Ziarnuszką...
         - Dojrzewamy, jak to zboże, do nowych zadań, nowych ról...
         - Myślisz, że ja też już dojrzałem do nowej roli?
         Zboże puknęło wreszcie i dziewczyna ściągnęła kłosa znad ognia. Podmuchała, bo był mocno gorący, po czym z nieskrywaną radością i ochotą zaczęła wygryzać z niego świeże prażmo.
         - Mila... – przypomniał o sobie Duszan. – Ja pytam poważnie... Chciałbym znać twoje zdanie, jest ono dla mnie bardzo istotne...
         - Braciszku... Jestem pewna, że ta, którą umiłujesz całym sercem, będzie najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Jesteś dobry, pracowity, do tego całkiem ładnie zbudowany, a kiedy grasz, zaczarowujesz i oczarowujesz wokół siebie cały świat. Sama wielokrotnie prosiłam Dolę, żeby mój przyszły mąż choć częściowo był takim cudownym człowiekiem, jak ty...
         - Ale dzisiaj nazwałaś mnie ciamajdą z krostami! – przypomniał, przymrużając oko.
         - Och, wiesz przecież, że to tak tylko w żartach – zaśmiała się. – Zresztą, zasłużyłeś sobie. Jak robisz głupie rzeczy, to się potem nie dziw! Tylko... – spojrzała na niego z wielką powagą, przerywając wciskanie kolejnego kłosa w patyk. – Tylko proszę cię, nie narób żadnych głupstw na górze!
         - Uważasz, że byłbym do tego zdolny?
         - Niestety, obawiam się, że tak.
         - Zawsze byłaś szczera do bólu... – sam nadział wreszcie swojego kłosa i włożył go prosto w ogień.
         - A ty jak zawsze źle prażysz! Najpierw opal ości, potem grzej nad ogniem. Robiąc to tak, jak teraz, jedynie spalisz kłosa!
         Zaśmiał się. Ale nagle zauważył, że oczy Mileny zaszkliły się i wypełniły łzami.
         - Co się stało, mój kwiatuszku polny? – przeląkł się.
         - Nic...
         - Jak to nic? Przecież widzę!
         - No nic... tylko... uświadomiłam sobie, że kiedy będziesz miał żonę, wszystko się zmieni... Nie będziemy już razem siedzieć i prażyć żytka do białego rana...
         - Mila, siostrzyczko! Obiecuję ci, że zawsze będzie to dla mnie bardzo ważne! Święta i tak spędza się przecież z przyjaciółmi i rodziną. Rodzina może się powiększyć, ale to nie znaczy, że wszystko będzie inaczej! Ty zawsze będziesz moją małą siostrzyczką i zawsze będę lubił siedzieć z tobą przy ogniu. Chodź do mnie, przytul się!
         Położyła mu głowę na ramieniu.
         Wtem, na końcu kija, który trzymała, rozległo się znajome pukanie.
         - Masz, weź ode mnie. – Milena podała bratu swoje prażmo. – Twój kłos się cały osmalił. Mówiłam, że spalisz, jak będziesz taki niecierpliwy...





["Piszczałka" ukazała się w trzech częściach 
w czasopiśmie "Słowianić" - w numerach 5, 6 i 7.]





Jeżeli ktoś czuje jeszcze jakiś informacyjny niedosyt...
znajdzie całą garść, a nawet michę informacji:


"Zboża stanowią podstawę pożywienia ludzi na całym świecie od tysięcy lat, pełne ziarno jest bardziej wartościowym pożywieniem niż oczyszczone, gdyż zawiera więcej cennych składników. Sierpień to pora żniw, zboża są na wiele sposobów przerabiane, dzisiaj wspomnę o jednym z najprostszych, już zapomnianych.

Prażmo to jedna z najstarszych potraw ludów rolniczych, przygotowanie zboża przy pomocy ognia. Obecnie zapomniana i bardzo rzadko spotykana potrawa na naszych stołach, chyba znana tylko wśród osób zajmujących się kuchnią dawnych Słowian. Co prawda prażenie innych ziaren jest często spotykane w naszej kuchni (np. słonecznika, dyni, sezamu), produkty z dodatkiem prażonych ziaren (np. chleb) są też dostępne w sklepach, jednak stanowią one zwykle dodatek a nie samodzielną potrawę.

Prażenie polega na opalaniu w wysokiej temperaturze ziaren, niszczy to twardą niestrawna plewę wokół ziarna, nabiera ono słodkawego smaku (następuje rozkład skrobi na glukozę i dekstrynę), jest łatwiej przyswajalne przez organizm.



Słowianie wykruszali niedojrzałe ziarna żyta lub pszenicy i prażyli w piecu lub nad ogniem. Niedojrzałe ziarna są miękkie, bez problemu rozgnieciemy je paznokciem, mają w sobie białe ''mleczko'', nigdzie jednak czegoś takiego obecnie nie kupimy, nie szkodzi. Prażmo można przygotowywano też z dojrzałego zboża, wcale gorsze w smaku nie będzie.
Przygotowywałem prażmo z różnych zbóż, żyta, pszenicy, owsa, jednak najbardziej smakowało mi z jęczmienia. Warto popróbować też z innymi roślinami, z jednego gatunku lub mieszanki, nie koniecznie zbóż, dawniej prażmo przygotowywano również z grochu.

Ziarna trzeba namoczyć, jeśli są zanieczyszczone przepłukać, zalewamy wodą i odstawiamy aż spęcznieją, zwiększą swoją objętość i zrobią się miękkie. Zwykle zalewam wieczorem jednego dnia a następnego już mogę prażyć. Spęczniałe ziarna powierzchniowo osuszam a następnie prażę na patelni, menażce lub bardziej historycznie na płaskim kamieniu lub w glinianym naczyniu. Podczas prażenia ziarna często mieszamy, aby nie przypalić, bo będą wtedy miały nieprzyjemny smak i zapach, mają nabrać złotawego koloru, ziarna powinny być kruche, nie miękkie  i nie za twarde. Jeśli prażyć będziemy za wolno to wysuszymy ziarna, będą twarde, przy zbyt wysokiej temperaturze spalimy wierzchnią okrywę a w środku ziarna będą miękkie.

Mi prażmo przypadło do gustu, całkiem niezła ''przegryzka'' dla tych, co lubią chrupać. Smaczne, zdrowe danie, proste i szybkie do zrobienia, tanie i niewyszukane składniki, no i nasze, ze Słowiańskim rodowodem sięgającym kilku tysięcy lat.
Jeszcze jedno, podczas prażenia ziarna ''strzelają'' jak popcorn, czy aby to nie Słowianie byli pierwszymi jego odkrywcami?"

Autor: Mr. Wilson